Mam 47 lat, od 10 roku życia próbowałem pić alkohol, który bardzo mi posmakował. Moje życie, które do tej pory przeżyłem kręciło się, wokół alkoholu. Do 17 roku życia miałem starszych kolegów, którzy byli złodziejami. To mi bardzo pasowało, bo przy nich mogłem napić się wódki czy wina. Nawet nauczyłem się napadać na ludzi, kraść po mieszkaniach.

Już od 17 roku, moje życie było zgubą dla mnie i prawdę mówiąc to, co robiłem, gdy się napiłem, przechodziło ludzkie pojecie. Moja rodzin nie mogła sobie ze mną poradzić. Każdego dnia przynosiłem mojej rodzinie tylko wstyd i kłopoty. Nie martwiłem się rodziną. Dla mnie ważniejsi byli koledzy, złodziejstwo, pijaństwo.

Od 10 roku życia piłem nie wiele, ale wystarczająco, aby moje postępowanie zmieniało się na coraz gorsze. Każdego miesiąca piłem coraz więcej, aż do 17 roku, gdy dokonałem poważnego przestępstwa. Wówczas zamknięto mnie w ZK, na 4,5 roku. Po tym wyroku moja rodzina załamała się, wskazywano ich palcami. Do tego stopnia było to przykre dla nich, że wyprowadzili się pod Łomżę. Mimo to nie pozostawili mnie bez pomocy. Wynajęli obrońcę, jednak nie na wiele się to zdało, bo wyrok zapadł na 4,5 roku.

W zakładzie karnym, przeżyłem załamanie, każdego dnia przyrzekałem sobie, że, jak wyjdę na wolność, nie będę pił w ogóle alkoholu! Moje przyrzeczenia były pisane „kijem na wodzie”. W 1978 r. wyszedłem z ZK we Wrocławiu. Pierwsze kroki za bramą skierowałem do sklepu i kupiłem 1 litra wódki, którą wypiłem, i natychmiast popadłem w kłopoty.

Zatrzymano mnie na dworcu we Wrocławiu, dostałem kilka „pał” jak pokazałem zaświadczenie o zwolnieniu z ZK. Nakazano mi natychmiastowe opuszczenie Wrocławia.

Od 1978 r na nowo ruszyłem w picie, różnych alkoholi. W ten sposób „nadrabiałem stracone lata”. Nie trwało to długo, (jakieś dwa miesiące), gdy będąc pijany włamałem się do mieszkania i znowu zostałem skazany za to przestępstwo na 2 lata w ZK.

Trafiłem do więzienia (…), gdzie miałem dostęp do lekarskiego spirytusu. Pracowałem jako sanitariusz i kalifaktor na „szpitalce”. Pod koniec odbywania kary 2 lat, w 1980 r uciekłem z ZK (…). Przez cały okres ukrywania się piłem alkohol – każdego dnia. Dokonałem bardzo dużo przestępstw, żeby przeżyć i dalej móc się ukrywać.

Zatrzymano mnie w 1981 r . Nazbierało mi się wiele różnych §, §, §, łącznie podliczono to na 7 lat wiezienia. Trafiłem znowu za kraty (…).

W 1986 r zostałem warunkowo zwolniony, za dobre sprawowanie i dobra pracę. Początkowo, po wyjściu na wolność, trafiłem do przychodni odwykowej (…). Leczono mnie tam z alkoholizmu „anticolem”. Otrzymywałem porcje leku na cały tydzień, gdyż podjęłem pracę i nie mogłem przychodzić codziennie po nową porcję. Ponieważ miałem kuratora to tak „dla oka” musiałem się leczyć i pracować. Wykonywałem nakazy kuratora bo nie chciałem żeby odwieszono mi warunkowe zwolnienie. Pomimo zażywania „Anticolu” piłem nadal różne gatunki alkoholu, bo mi smakował.

W 1986 r ożeniłem się, chciałem się ustatkować. Trafiłem na teściów wrogo do mnie usposobionych, bardzo nie dobrych. Nie wiedzieli jak maja się mnie pozbyć to składali na milicję różne bzdurne doniesienia na mnie. W 1967 r urodził mi się syn. Nie mogłem go widywać bo utrudniali mi to teście. Nie radziłem sobie z tym, nikomu się nie żaliłem. Jedynym wyjściem dla pogodzenia się z tą sytuacją było picie alkoholu. Myślałem, że to mi pomoże, ale nie pomogło.

Po pijanemu dokonywałem kolejnych przestępstw, które sprawiły, że ponownie trafiłem do ZK tym razem na długie lata. Za przestępstwo z § 208 wymierzono mi kolejny wyrok 7 lat. Na początku odbywania kary moje sprawowanie było bardzo poprawne. Udzielono mi nawet nagrody w postaci 24-godzinnego widzenia poza bramą więzienia. Odebrała mnie już „była” żona. Nie wróciłem do ZK po przepustce, wolałem pić alkohol, który mi zasmakował.

Znowu się ukrywałem. Dokonywałem nowych przestępstw. Alkohol zabrał mi całą młodość, zamiast używać życia, przesiedziałem je w zakładach karnych.

Od 1973 do 2003 r, na wolności byłem tylko 2,5 roku. Nie umiem powiedzieć nic o życiu na wolności, bo go nie znam. Nie wiem dokładnie kiedy wyjdę z ZK bo tu też mam tu złą opinię. Przyłapano mnie w 1990 roku pijanego w areszcie śledczym (..). Wyrzucono mnie z pracy w ZK. W 1999 ponownie mnie przyłapano na piciu w ZK (…). Zgodziłem się na wszycie „Esperalu”, aby pozostawiono mnie w pracy, w ZK.

(…) Od 1999 roku dowiedziałem się że, jest w więzieniu ktoś, kto może mi pomóc. Nie wierzyłem, ale psycholog w ZK zapisał mnie na AA. Poszedłem, zobaczyłem, co to jest i jak to się odbywa?

Na kilku pierwszych spotkaniach AA byłem bardzo zawstydzony. Nie umiałem się do nikogo odezwać. Poznałem wielu ludzi, którzy byli dla mnie bardzo życzliwi. Zaciekawiło mnie to, bo poczułem w sercu, że jest ktoś, kto chce mi pomóc. Zostałem skierowany na leczenie w grupie „Atlantis” na Mokotowie w Warszawie. Chodzę z przyjemnością na spotkania AA na Mokotowie.

Tutaj poznałem przyjaciół, alkoholików z wolności; Włodka, Kazika i wielu innych. Mityngi AA w ZK odbywają się w poniedziałki, czwartki, soboty. W poniedziałki i czwartki mnie przypada zaszczyt prowadzenia mityngu. Początkowo wstydziłem się być prowadzącym.

Gdy wyjdę na wolność wiem, że będę uczestniczył nadal w AA, bardzo tego potrzebuję. Przekonałem się, że spotkania AA są dla mnie lekarstwem i nadzieją na normalne, godne życie, jak przystało na porządnego człowieka.

Wiem też, że po wyjściu na wolność nie chcę wracać do picia alkoholu. Resztę życia chciałbym spędzić bez niego. Alkohol był przyczyną moich nieszczęść, doprowadził mnie do zguby. Tak bardzo pragnę resztę życia przeżyć na wolności, przy boku rodziny.

Tak kończę, pozdrawiam wszystkich, życzę wam dużo zdrowia, jak i pięknego lata.

ZK. Janusz

 

PS. Bardzo proszę o wydrukowanie moje listu do Was. O ile to możliwe to proszę o przesłanie jednego egzemplarza „Mityngu”.

 

Źródło:  Mityng Nr 06/72/2003r. http://www.mityng.net

 

(C) Fundacja BSK AA; Wszelkie Prawa Zastrzeżone.