Jakiś czas temu dotarło do mnie, że kolejna służba, którą chcę podjąć jest przejawem mojej pychy. Tak wiem, że służba ma mnie rozwijać i jest nieodłącznym elementem trzeźwienia, i że zwracam Wspólnocie dług wdzięczności oraz niosę w pewien sposób posłanie. To wszystko wiem, lecz w moim przypadku doszedłem do momentu gdy to traciło wartość, bo to ja stawałem się najważniejszy, oczywiście w moim mniemaniu.


    Umiałem używać "uduchowionego" języka. Nabyłem tych zdolności poprzez służbę na grupie, intergrupie, regionie i w służbach krajowych. Byłem tak "mądry" i faktycznie miałem dużo doświadczenia, że wiele osób słuchało mnie z zaciekawieniem. Widziałem jak chłoną to co mówię.
    Tu właśnie zaczęła się pułapka, którą sam na siebie zastawiałem. Zastawiałem ją powoli bo kolejne służby musiały trwać kolejne lata. Tak minęło mi ponad 6 lat. Gdy kończyłem kolejną służbę, nie byle jaką (tak uważałem) bo krajową zaczęła we mnie powstawać pustka, co dalej? Doszedłem do momentu gdy powinienem wrócić na grupę i tam pomagać jako jeden z wielu innym AA. Ja jednak poczułem ukłucie gdzieś w dołku. Brakowało mi tej całej atmosfery i otoczki. Jeszcze nie wiedząc o tym, byłem bardzo podekscytowany gdy na kolejnej intergrupie zaproponowano mi jej prowadzenie. Z wyuczoną powagą i mądrą miną obiecałem rozważyć tą propozycję i dać odpowiedź na kolejnym spotkaniu. W duchu byłem "wniebowzięty", no bo kto jak nie ja byłem najlepszym kandydatem, kto jak nie ja ze swoim doświadczeniem najbardziej się na to "stanowisko" nadawał, no i w końcu nigdy nie prowadziłem intergrupy. Kolejne dni już nie były takie radosne.

Coś mi w moim zachowaniu nie pasowało. Budziło to mój niepokój. Na nic nie zdały się tłumaczenia samemu sobie, że do tej pory nigdy nie zabiegałem o żadną służbę i byłem dumny z tego, że inni AA proponowali moją kandydaturę patrząc na moją pracę. W tym przypadku zabrakło mi tej radości. Do tej pory przed podjęciem kolejnego wyzwania zastanawiałem się czy podołam, teraz była bardzo niepokojąca pewność siebie.
    Nie poszedłem na kolejną intergrupę. Kto inny został wybrany, a ja poczułem znowu upragniony spokój. Tak, zrejterowałem przed wyzwaniem. Niektórzy mogą nazwać to tchórzostwem, lecz ja wiem, że w tym momencie wygrałem swoją trzeźwość, o której myślałem, że jest już nie zagrożona. Nie interesowało mnie co kto o mnie pomyśli.
    Po jakimś czasie pojawiłem się ponownie na spotkaniach. Gdy już myślałem o zwycięstwie nad samym sobą zaproponowano mi kandydowanie na kandydata na powiernika w służbie krajowej. Wielu uważa, że jest to największe wyróżnienie i ukoronowanie służb. Na tamten czas i ja tak myślałem, lecz teraz wiem, że jest to taka sama służba jak inne. Mimo wszystko ponownie wróciły mi moje emocje tylko jeszcze większe i ze zdwojoną siłą. Moja pycha rosła do niebotycznych rozmiarów. Znowu pojawił się lęk. Takie stany miewałem gdy piłem.
    Podjąłem decyzję i przez prawie 5 lat nie pojawiłem się na zespołach, ani na intergrupie. Wiedziałem, że jestem za słaby, aby nie ulec namowom. Przegrał bym walkę ze sobą. Przez te 5 lat chodziłem na grupę i podjąłem się sponsorowania mniej lub bardziej udanego. Wreszcie nadeszła chwila gdy odważyłem się przyjąć służbę mandatariusza. Byłem zadowolony, gdy pojawiając się na intergrupie zostałem przyjęty jak nowicjusz. Zaledwie parę osób znało moją historię. Czułem się bezpiecznie. Postanowiłem również, że jeżeli włączę się w kolejne służby poza grupą to ograniczą się one tylko do zastępcy, lub członka zespołu. Jeżeli znajdą się osoby, które będą chciały skorzystać z mojego doświadczenia będzie to dla mnie wspaniałą zapłatą za lata pracy dla Wspólnoty. Już nie chcę być tym pierwszym. Zajęło mi to wiele lat i najadłem się sporo wstydu.

AA Piotr

(C) Fundacja BSK AA; Wszelkie Prawa Zastrzeżone.