Przez większość lat swojego życia, niekoniecznie tylko picia, nie potrafiłem odnaleźć się wśród innych ludzi, kolegów, rówieśników, przyjaciół, rodziny. Zawsze mnie coś od nich odgradzało, czułem się w większości przypadków nierozumiany, wyobcowany, samotny, odrzucony. Nie potrafiłem nawiązać bliskich, partnerskich relacji z kimkolwiek. Kiedy przestałem pić alkohol nic się nie zmieniło byłem ja i cała reszta, czyli okazało się, że coś muszę zmienić i nie wiedziałem, co. We wspólnocie AA po okresie terapii i wiary, że dyplom jej ukończenia zapewnia mi wiedzę, co mam robić żeby nie pić dotarło do mojej zakutej jeszcze głowy, że same chodzenie na mityngi i oczekiwanie na cud przebudzenia duchowego nic nie zmieni. Bardzo pomogło mi to, że regularnie chodziłem na mityngi AA i od drugiego mityngu kolega wkręcił mnie w służby, chociaż nie rozumiałem, po co mam parzyć herbatę i w czym może mi to pomóc. Kolejne służby i aktywne uczestnictwo we Wspólnocie AA pomogły mi przetrwać najgorszy okres niepicia i poszukiwań własnych sposobów na trzeźwienie. Okazało się, że ten sposób jest tylko moja chora duma, przekonania i pycha nie pozwalają temu sposobowi się poddać. Nie muszę niczego szukać wielu alkoholików przede mną szukało swoich sposobów ich błędy i wnioski z tych błędów zapisane są między innymi w naszych Tradycjach. To, że nie potrafię poddać się i podporządkować pewnym ogólnie istniejącym zasadom jest istotą mojej przekory, mojego egoizmu i egocentryzmu, czyli mojej choroby. Tradycje AA przez większość czasu lekceważyłem jak większość zasad, które poznawałem w swoim życiu. Uważałem, że nie są mi do niczego potrzebne, a jeżeli już to tym, co są na tych stanowiskach w AA w Regionie lub Intergrupie. Potrzebowałem czasu, aby dojrzeć, poznać trochę siebie i doświadczyć na własnej skórze, że poznawanie i przestrzeganie Tradycji to poznawanie prostych zasad, którymi mam kierować się we własnym życiu. Pamiętam sytuację z Intergrupy, kiedy jako pełniący służbę łącznika z zespołem Literatury skrytykowałem kolegę, który rzekomo postępuje wbrew zasadom AA. Powiedziałem jak ma postępować jak ma wyglądać jego służba i od razu usłyszałem od alkoholików z większym doświadczeniem, że dobrze by było abyśmy posługiwali się językiem serca, życzliwości, bo to nas łączy a moja arogancja i udowadnianie swoich racji raczej dzieli i nie służy porozumieniu ani wspólnemu dobru. Kiedy zrozumiałem, że kosztem swojego kolegi chciałem się dowartościować, pobłyszczeć przed innymi zrobiło mi się głupio i wstyd. Od razu przypomniałem sobie ile razy w pracy za plecami oplotkowałem kolegę, aby poprawić sobie samopoczucie i wprowadzałem zamęt w atmosferę firmy. Czy wtedy zależało mi na porozumieniu i jedności, czy raczej na sobie i na swoich chorych ambicjach. Próżność to moja jedna z największych wad, chciałbym być chwalony przez innych kosztem kolegów, najbliższych. Moje niskie poczucie wartości, lenistwo i zbyt wysokie mniemanie o sobie jest powodem moich konfliktów z innymi ludźmi.

 

Pamiętam też moment, kiedy zupełnie nieświadomie i nieodpowiedzialnie podjąłem się służby składania w formie elektronicznej naszego Biuletynu Mityng. Okazało się, że czas, którym dysponuje nie pozwala mi na to abym robił to odpowiedzialnie, robiłem to w pracy i w nocy zamiast pracować i spać, więc jakość mojej i służby i pracy i funkcjonowania w domu i jeszcze wtedy w szkole była mierna. Było to dla mnie dobre doświadczenie, bo nauczyło mnie, że podejmując się służby dla innych dla Wspólnoty mam mieć i czas i predyspozycję abym robił to dobrze dla wspólnego dobra a nie dla swoich ambicji. Jeżeli są u mnie chęci zrobienia czegoś to znajdzie się i sposób na to. Moja roszczeniowa postawa, która mi towarzyszyła przez większość część życia, że coś mi się należy bez żadnego wysiłku zmieniła się na przekonanie, że muszę na to zapracować na trzeźwienie także. Dotarło do mnie, że to, co muszę zmienić to samego siebie moje pyszne, aroganckie, leniwe i nadwrażliwe Ja. Drugi alkoholik jest moim lustrem w nim widzę samego siebie, służby pomagają mi przełamywać moje ułomności i słabości są poligonem, na którym trenuję wyzbywanie się myślenia tylko o sobie i zmieniam te moje chore JA na MY. Myślę, że Tradycja pierwsza uczy mnie nie tylko odpowiedzialności a przede wszystkim porozumienia i partnerstwa. Uczy mnie, że nie JA jestem najważniejszy tylko MY. Wiele razy siedziałem na Mityngu i nawet się nie odezwałem, kiedy przyszedł nowicjusz, nie interesowało mnie to, bo to JA byłem najważniejszy i skupiony na sobie. Do mnie też ktoś kiedyś podszedł otrzymałem numer telefonu, ktoś poświęcił mi chwilę swojego czasu i serca, cierpliwości i uwagi, czy to takie trudne a jednak było trudne i okazało się, że tą pychę i egoizm mogę przełamać. Czy interesuje mnie to, co się dzieje na grupie inni ludzie czy tylko JA siebie dalej interesuję. Musiałem to zmienić i przestać się skupiać tylko na sobie, bo nie chcę być samotnym wyobcowanym, nierozumianym obrażonym na cały świat chłopczykiem. Żyłem sam dla siebie, dlatego moje życie było bez żadnych wartości i z dala od innych ludzi.