Historia mojego picia jest krótka, choć tak wiele przykrości w życiu doznałam. Jednak wbrew faktom, zadręczałam się wątpliwościami pytając siebie – a może jednak nie jestem alkoholiczką???

Mam 20 lat, a kontakt z alkoholem trwał tylko 2 lata. Nie miałam omamów wzrokowych ani słuchowych, nie wynosiłam z domu rzeczy, ani nie siedziałam w więzieniu itd… Przykładów, czego nie doznawałam mogłabym długo mnożyć, ale dochodzę do wniosku, że wyliczam zdarzenia, których jeszcze nie doświadczyłam. To wszystko mnie spotka, jeśli będę pić dalej. Powiem tak: nie chodzi tu wyłącznie o ilość alkoholu, lecz o skutki mojego picia oraz o uczucia, które usuwałam za jego pomocą.

Piłam głównie dla odwagi, wtedy stawałam się śmiała, aż za nadto. Będąc w cugu odwalałam różne chimery. Ale dopiero gdy otrzeźwiałam było mi wstyd za sceny, jakie wyprawiałam. Do dzisiaj chodzę z poczuciem wstydu. Gdybym miała spotkać osoby, z którymi piłam, to na pewno nie umiałabym spojrzeć im w oczy, chyba bym uciekła.

W tym roku postanowiłam poddać się i wstąpiłam do AA.

Był sierpień, postanowiłam złożyć przysięgę abstynencji i tak uczyniłam pod figurą Matki Bożej. Jestem osobą religijną, więc pomyślałam, że przywiążę do tego wagę. Niestety wyszło inaczej. Rano po mszy św. o godz. 7.00 poszłam do sklepu i kupiłam piwo, tłumacząc sobie, że to mój ostatni dzień pobytu na wsi. Potem pojechałam do baru coś zjeść i zamówiłam drugie piwo, które wypiłam w samotności. Lekko pijana wsiadłam na rower i pojechałam do mojego byłego chłopaka, który też jest alkoholikiem. Zastałam u niego na ławie piwo i chwyciłam za butelkę.

Zrobił mi zdjęcie, gdy piłam z gwinta. Potem piłam szklankami nie myśląc już o przysiędze abstynencji do końca tego roku. Wiem, że leżałam na dywanie, bo za każdym razem waliłam się na podłogę, kiedy on wychodził na zewnątrz.

Kilka razy wychodziłam na dwór, ale z ledwością to pamiętam. Wymiotowałam też do miski stojącej obok łóżka, później coś zjadłam i pod wieczór wypiłam znowu kilka szklanek.

Ten jednodniowy ciąg miał miejsce 23 sierpnia. Wszystko zaczęło się od jednego piwa rano i skończyło wymiotami i klinem.

Do Warszawy wróciłam dopiero następnego dnia. Uświadomiłam sobie, że w lipcu tego roku miałam w sumie niewiele dni bez alkoholu.

26 sierpnia wstąpiłam do wspólnoty Anonimowych Alkoholików, gdzie przywitano mnie oklaskami. Już na pierwszym mityngu zabierałam głos, choć było to dla mnie trudne. Jednak przekonałam się, że bez alkoholu też potrafię być śmiała i otworzyć się na innych, a nawet śmiać się. Uważam , że słusznie postąpiłam wstępując do AA.

Ten sierpień pokazał mi, że nie potrafię być uczciwa wobec siebie i że nie umiem przez kilka głupich miesięcy powstrzymać się od alkoholu. Wstąpiłam do AA, bo chcę sobie pomóc. I wiem, że jeśli mam nie pić to tylko i wyłącznie dla siebie. Bo dla kogoś, to żadna motywacja.

Dziś trwam w programie 24 h, ale wiem, że dla siebie.

Dzięki AA powoli dochodzę do przekonania, że warto nie pić. Trzeba jednak zachować uczciwość wobec siebie i uznać swoją bezsilność wobec alkoholu. Bez tego niepowodzenia czyhają. Ja postawiłam pierwszy krok i chwała Bogu. Dzięki temu oszczędzę sobie wiele młodych lat. Moja bezsilność wobec alkoholu jest taka sama jak u tych, którzy załóżmy pili przez 20 lat.

Bardzo się cieszę, że w tak młodym wieku zdałam sobie sprawę ze swojego problemu. A to nie było, proszę mi wierzyć, dla mnie łatwe. No bo jeszcze nie byłam w więzieniu, nie miałam omamów,……….JESZCZE.

Ale to, co było – wystarczy!!!!!

Pogody ducha. AA, lat 20.

 

Zdrój nr 1 2009

(C) Fundacja BSK AA; Wszelkie Prawa Zastrzeżone