Nie chcę czy nie mogę?

 

Miałem takie przekonanie. Wystarczy nie pić a wszystko w życiu się ułoży.

 

Niestety, to dawno legło w gruzach. Kiedy zacząłem poznawać, co to jest program AA, zauważyłem, że nie wystarczy chodzić na mityngi i słuchać tego, co mówią inni. Myślę, że w dziesiątym kroku przychodzi surowy egzamin, czy świadomość, którą pozyskałem jest tylko zgrabną teorią czy się stała praktyką na całe życie. W szkole można zdać egzamin z wysłuchanej wiedzy i pracować w innym zawodzie, zaś we Wspólnocie chodzi raczej o stosowanie jej każdego dnia i przez cały dzień w miarę poznawanych w służbach zasad. Program wymaga ode mnie wysiłku poprzez służbę, czytanie literatury i rozmowę ze sponsorem. ( … /Nie wracają do zdrowia ludzie, którzy nie mogą? lub nie chcą całkowicie poddać się temu prostemu programowi/ – czyli czemu? A może jestem zbyt dumny, aby się poddać? Albo ułomny?) Powoli zaczęły się ujawniać cechy mojej choroby.

 

Przede wszystkim lenistwo i lekceważenie zasad.

 

Brakuje mi też dziecinnej ufności i wiary. Za to głowie mam chaos i wiele fałszywych przekonań. Muszę to zmienić. Zadałem sobie pytania, czy chcę się zmieniać? Czy wierzę w ten Program czy jest u mnie pragnienie bycia lepszym dla innych a może tylko dla siebie, czy dalej chcę stosować grę uników i pozorów. Odpowiedzi nie zawsze były oczywiste.

 

W codziennych refleksjach, które czytam codziennie rano wkładam sobie czasami jakiś cytat lub zdanie, żebym nie zapomniał, bo jest dla mnie ważne. Ostatnio wyrwałem kartkę z kalendarza i przeczytałem cyt.:, „ … kto lekceważy małe rzeczy, stopniowo popadnie w poważniejsze”. Bardzo mi się spodobało te zdanie, bo uświadomiło mi, jak bardzo lekceważę z pozoru nieistotne zdarzenia w ciągu dnia, zapominam o nich a później niestety się powtarzają. Codzienny bilans dnia pozwala mi nie popełniać tych samych błędów. To najlepsza szkoła - można się uczyć lub teoretyzować, wystarczy wyciągać wnioski i to jest najlepsza szkoła dla mnie, moje błędy. Pamiętam jak kiedyś dzwoniłem do sponsora z poczuciem porażki, kiedy po raz kolejny na emocjach w pracy powiedziałem coś niepotrzebnego do szefa. Chciałem się odgryźć i zaraz potem tego żałowałem. Usłyszałem wtedy prostą zasadę, zanim coś zrobisz lub powiesz zły, powiedz sobie w myślach cyt.: „ raz, dwa, trzy” żeby pohamować język. Chwila refleksji często działa cuda. Za którymś razem nie dzwoniłem już do sponsora, bo zamiast strzelać jak z automatu aroganckimi słowami bez przemyślenia powiedziałem sobie raz, dwa trzy i mogłem odpuścić. Jest to moją wyuczoną zasadą do dziś. Zanim coś powiem lub zrobię, zastanowię się, skąd się biorą moje emocje, które impulsywnie chcę okazać.

 

 

 

Bardzo często okazuje się, że problemem nie było to, co powiedział szef, ale to, że jestem nadwrażliwy na swoim punkcie, dumny i mściwy a więc problemem jestem ja sam a nie zachowanie szefa.

 

Codzienny bilans dnia, refleksja nad sobą, kiedy się złoszczę, boję lub użalam, pozwala mi zmieniać swoje i myślenie i zachowanie. Łatwiej i pogodniej żyje się wśród innych, kiedy mam świadomość, że zmieniam siebie a nie innych. Ostatnio na Intergrupie próbowałem udowadniać swoje racje, że w AA powinno być tak a nie inaczej, że zachowanie jednego z alkoholików nie jest związane z AA. Zostałem sprowadzony do parteru.

 

Usłyszałem, że powinniśmy posługiwać się językiem serca a nie udawać ortodoksyjnych urzędników na stanowiskach. Jeżeli w tym, co robię w mojej służbie dla innych nie ma życzliwości i serca, to to wszystko jest nie w tym kierunku, do niczego. Chwila refleksji nad swoimi intencjami wystarczyła, aby dojść do wniosku, że kierowałem się własnymi ambicjami a nie językiem serca, wspólnym dobrem, raczej chciałem zwrócić na siebie uwagę i pobłyszczeć. Chwila prawdy o sobie jest mi potrzebna cały czas, pozwala zmieniać mój wypaczony, zwichrowany, pijacki charakter i osobowość. Jeżeli chcę się zmieniać, jest mi potrzebny 10 krok naszego programu zdrowienia. Nie przez teoretyzowanie, ale do stosowania przeze mnie każdego dnia i przez cały dzień. Jest jeszcze ważna rzecz, którą próbuję pominąć, bo jest cholernie niewygodna dla mnie. Skoro popełniłem błąd nie wystarczy, że się przyznam przed sobą, wypada powiedzieć przepraszam a i przepraszam nie wystarcza, bo czasami te przepraszam nie załatwia sprawy. Pozostają magiczne i niewygodne słowa, - co mogę zrobić, abyś mi wybaczył?

 

Oczywiście muszę to zrobić.

 

Mariusz