Kiedyś usłyszałem na mityngu a później ze zdziwieniem sam przeczytałem w 12 krokach i 12 tradycjach, że krok 6 „ …oddziela ludzi dojrzałych od dzieci”. Kiedy z pomocą sponsora i jego podpowiedzi napisałem 6 krok jeszcze bardziej się zdziwiłem, że jest to prawda o mnie samym. Kiedy zacząłem poznawać program 12- kroków AA cały czas spotykały mnie niespodzianki, rozczarowania i olśnienia. Moje wyobrażenia i o tym programie i o sobie samym cały czas mijały się z prawdą i coraz częściej zdaję sobie sprawę, w jakiej żyłem iluzji i zakłamaniu. Pamiętam jak 13 lat temu stałem na ulicy, na Krakowskim Przedmieściu i ze łzami w oczach zastanawiałem się, dlaczego ten świat jest taki niesprawiedliwy, że jestem bezdomny, głodny, nie mam domu, pracy, rodziny i jestem tak cholernie samotny w tym wielkim mieście. Stałem zagubiony nie tylko w tym mieście, ale i w życiu, jako dorosłe dziecko uzależnione od picia alkoholu. Nie rozumiałem i nie chciałem się pogodzić z tym, że mnie to spotyka i dlaczego. Rola ofiary towarzyszyła mi od dzieciństwa, wstydziłem się swojej rodziny i tego, że oprócz Babci, która mnie wychowywała wszyscy piją. Mój pierwszy kieliszek alkoholu wypiłem po to, aby przypodobać się kolegom, aby mnie chwalili i akceptowali. Musiałem zawsze się wyróżniać nawet krzywdząc innych ludzi i siebie, byłem próżny i towarzyszył mi zawsze lęk przed odrzuceniem, dlatego zawsze musiałem być najlepszy i nie dawałem sobie prawa i innym do popełniania błędów. Mój perfekcjonizm nie pozwalał mi nigdy niczego osiągnąć, nawet nie skończyłem szkoły. Kiedy moje zdjęcie w gablotce szkolnej pojawiło się na drugim miejscu ze średnią 4,7, już czułem niedosyt, że nie jestem chwalony i nie jestem pierwszy. W dzieciństwie wypaczył mi się instynkt pozycji społecznej, uważałem siebie za kogoś wyjątkowego, pokrzywdzonego, odrzuconego, któremu wszystko należy się za darmo i bez wysiłku. Tak naprawdę wypaczał się już wtedy mój charakter i osobowość. Nie przyjmowałem żadnej krytyki, byłem nadwrażliwy, zapatrzony w siebie, patrzyłem na innych z góry pełen arogancji i buntu. Traktowałem siebie innych i jakiekolwiek zasady z pogardą. Moje pobłażanie sobie, picie alkoholu bez umiaru, dzięki czemu byłem na chwilę kimś innym zaczęło w końcu napotykać na konsekwencje. Nie skończyłem szkoły, nie pracowałem, nie miałem przyjaciół i kolegów, ludzie poodwracali się ode mnie, trafiłem w wieku 17-lat do ZK. Kiedy miałem dwadzieścia kilka lat zmarła moja Babcia, która mnie wychowywała i okazało się, że nie potrafię zapłacić rachunków za prąd, dom nie tylko, dlatego, że byłem uzależniony od picia alkoholu, ale dlatego, że nie było już osoby, która ponosiłaby za mnie konsekwencji mojej samowoli, nieodpowiedzialności, ignorancji. Moje picie alkoholu degradowało i wypaczało dalej mój charakter i osobowość. Trafiałem do ZK raz za razem moja skłonność do kradzieży, lekkomyślność, brak jakiegokolwiek celu w życiu i wartości pogłębiały moją demoralizację społeczną, towarzyską, moralną. Czułem pogardę do siebie i w głębi duszy zawiść do innych ludzi, że oni coś osiągnęli a JA nie. Byłem rozkapryszonym trzydziestoletnim już egoistycznym i egocentrycznym DZIECKIEM, który nie chce brać za siebie i życie odpowiedzialności. Czułem się skrzywdzony, odrzucony i potępiony, ale czy ktoś oprócz mnie w tym wszystkim zawinił, że stałem się zapatrzonym w siebie leniwym pysznym pasożytem. Miałem w sercu żal, urazy i wrogość, czy to mnie miało zbliżyć do ludzi i Boga. Moje konsekwencje egoizmu, picia alkoholu, lenistwa i nieuczciwości doprowadziły mnie do wieloletniej bezdomności. W 2009 roku stał się cud.

 

Trafiłem z przymusu na terapię do ośrodka dla bezdomnych na Marywilskiej. Pamiętam, jaką czułem porażkę, Ja zawsze samowystarczalny, samowolny dumny i pyszny z arogancją i pogardą do świata i ludzi miałem przyjąć krytykę od grupy i terapeutów- to był dopiero pierwszy strzał w moje chore JA. To tutaj na terapii otrzymałem informację, że mam chodzić na mityngi AA. Stał się kolejny cud, na drugim mityngu ktoś z weteranów wkręcił mnie w parzenie herbaty. Odpowiedzialność i pokora były mi zupełnie obce, ale nieświadomie, bo nie potrafiłem odmówić i powiedzieć nie, zacząłem czuć się potrzebny w grupie i nabierałem z czasem szacunku do siebie i innych. Dyscyplina na terapii i życzliwość alkoholików w AA okazały się lekarstwem na moją chorą duszę i chore myślenie. Kiedy przestałem pić alkohol problemy tak naprawdę się zaczęły, bo okazało się, że mam 40 lat a nie potrafię żyć i mam problemy ze sobą i emocjami. Czułem się tak, jak na Krakowskim Przedmieściu zupełnie zagubiony bez flaszki nie znałem siebie i jak tu żyć i nie pić. Chodziłem, co tydzień na mityngi AA, bo taki był wymóg terapii, ale stał się kolejny cud dzięki służbie, w którą zostałem wkręcony poczułem się ważny w grupie i to było lekarstwem na moje niskie poczucie wartości, odrzucenie i samotność tak cholernie dobrze mi znaną. Przychodziłem wkręcali mnie w kolejne służby, kontynuowałem terapię i nawzajem to się uzupełniało. Na grupie AA, na którą chodziłem, co tydzień poznałem swojego sponsora. Podobno ci, co mają spnsorka mają lżej JA chciałem lżej-, czyli na skróty. Okazało się, że sponsor niesie posłanie a nie podopiecznego kolejny cios w moje lenistwo, nieodpowiedzialność i nieuczciwość. Tak naprawdę nieświadomie dojrzewałem, podejmowałem kolejne służby ucząc się być z ludźmi, poznawałem nasz program AA-, czyli zasady wedle, których mam żyć. Podobno jak pisze w naszej literaturze moją tragedią było to, że nie potrafiłem wedle nich żyć. Sponsor podpowiedział mi, żebym poszedł do PIKU, że są tam jakieś zespoły, że warto wyjść z grupy poznać, co to jest te AA. Otworzyłem tą zakutą głowę, zacząłem słuchać alkoholików, przestałem być najmądrzejszy, bo końcu popełniałem błędy w służbach i poznawałem, jaki jestem. Moje mniemanie o sobie samym różni się od rzeczywistości nie jestem wcale ani taki zły ani taki dobry jak mi się wydawało a najważniejsze nie jestem sam jeden, jedyny i wyjątkowy, jestem jednym z, wielu, który powraca do normalnego życia w AA. W okresie, kiedy zaczynałem pić nie skończyłem żadnej szkoły, nie mam zawodu mam jednak wspólnotę AA- to ona i program mnie dzisiaj wychowują. Być może, że lęk, który przełamałem przed poprowadzeniem pierwszego mityngu i podejmowaniem kolejnych służb spowodował, że w tym miesiącu kończę Liceum Ogólnokształcące i średnie wykształcenie otworzy mi drogę do pracy z większą odpowiedzialnością, której już tak się nie boję. Może te szklanki, które myłem nauczyły mnie trochę pokory i zaakceptowałem swoje miejsce w życiu i przestałem być najważniejszy na tym świecie. Może Zespół do Spraw Literatury spowodował to, że tą literaturę czytam i korzystam z doświadczeń poznając program. Może rozmowy ze sponsorem uczą mnie tego, że to, co myślę o sobie warto konfrontować i popatrzeć jak jest naprawdę. Mimo swoich wielu wad, jak każdy człowiek, które wypisałem od czwartego do szóstego kroku w praktyce, czyli w służbach AA mogę je przełamywać- to jest jak poligon. Mam świadomość, że to one odgradzały mnie od ludzi i Boga. Wczoraj w pracy szef, którego się boję i jego krytyki zapytał mnie czy zrobiłem to, o co mnie prosił, zapomniałem odpowiedziałem spieszyłem się, nie ochrzanił mnie. Poczułem szacunek do samego siebie on, chociaż niezadowolony też mnie pewnie szanuje, bo jestem wobec niego a przede wszystkim wobec siebie uczciwy. Dzięki temu, że poczułem wstyd przed sobą samym mogę być lepszym człowiekiem. Następnym razem nie będę się spieszył i pomyślę chwilę zanim coś zrobię, bo za to jestem odpowiedzialny. Kiedyś wiele spraw załatwiała za mnie Babcia, która okazała mi wiele serca, w AA na początku pomyślałem, że będzie zajmował się tym sponsor i Bóg, Dzisiaj wiem, że jak jestem niecierpliwy to JA ponoszę za to odpowiedzialność i konsekwencję. Serce i wrażliwość, którą mi okazują w AA obudziło moje sumienie, może, dlatego sam czasami potrafię te serce okazać drugiemu alkoholikowi, chociażby w sponsorowaniu w służbach. Myślę, że coraz częściej staję się bardziej odpowiedzialny, wrażliwy, pokorny, czego wszystkim życzę.

 

Z pagodą ducha Mariusz