Był rok 1986. Wychowywałem się w dzielnicy, w której nie wolno było okazać słabości i skruchy. Rządziło prawo dżungli - tylko silni mogli przetrwać. Słabych czekało poniża­nie, znęcanie i ogólna pogarda. Atry­butem siły był alkohol. Piłeś, pali­łeś byłeś swój chłop. Takie było moje wyobrażenie na temat życia. Miałem wówczas 14 lat.


Kiedy po raz pierwszy się napiłem od razu wiedziałem, że to jest wła­śnie to, na co czekałem. Bardzo szyb­ko się wciągnąłem, alkohol był nie­odzownym towarzyszem, był lekiem na wszystko, pomagał w trudnych sytuacjach. Dodawał otuchy, siły i odwagi. Tak jak szybko go polubi­łem, tak samo szybko zacząłem po­nosić konsekwencje. W całym przebiegu mojej krótkiej edukacji wiedziałem, jakiego koloru są dywa­niki u dyrektorów, wychowawców, kierowników internatu. Potem w życiu dorosłym a może lepiej powie­dzieć pełnoletnim, pojawiały się ko­lejne, poważniejsze kłopoty.
Jako 20-latek miałem już dość życia. Wtedy mój ojciec - trzeźwiejący al­koholik zaprowadził mnie na pierw­szy mityng AA. Dziś wiem, że w ten sposób uratował mi życie, to tak jak­by drugi raz powołał mnie do życia. Za to jestem mu dozgonnie wdzięcz­ny się i będę mu dziękował do końca. Nie od razu jednak tak to pojmowa­łem. Nie do końca mi się to podo­bało. Mając 20 lat perspektywa nie picia do końca życia była żałosna i do bani. Dlatego jeszcze wielokrot­nie zmagałem się w tej nie równej walce z alkoholem. Finał tej walki zawsze był taki sam, różnica polega­ła na tym, że coraz częściej i bardziej upokarzałem się i staczałem. Przyszedł moment kapitulacji, pod­dania się, przyznania się do bezsil­ności wobec alkoholu. W tym samym momencie wszystko się zmieniło. Regularne mityngi, sponsor, ludzie ze Wspólnoty, program 12 Kroków, służba, rodzina - to wszystko diame­tralnie odmieniło moje życie.
Dziś mając żonę, dzieci, wszystkie potrzebne dobra materialne wiem, że największym skarbem jest moja trzeźwość, bez niej nie miałbym ni­czego. CZY BYŁEM ZBYT MŁO­DY na AA, MAJĄC 20 LAT?? Z PEWNOŚCIĄ NIE.
To, że w takim młodym wieku trafi­łem do Wspólnoty zaoszczędziło mnie i moim bliskim wielu kłopo­tów, zmartwień a może tragedii. Je­stem we Wspólnocie 17 lat, ale trzeź­wieję od lat 5-ciu. Droga do trzeź­wości była trudna, tym bardziej, że mój młody wiek był często prze­szkodą w utrzymaniu abstynencji. Wciąż widziałem i brałem udział w popijawach z moimi rówieśnikami, a myśl o tym, że jestem uzależniony była bardzo odległa i nie do przyję­cia. Nie mogłem uwierzyć, że inni moi koledzy mogą pić bez większych konsekwencji, a ja ponoszę wciąż tylko straty. Na swojej grupie byłem najmłodszy. Ale kiedy mówili o so­bie moi koledzy i koleżanki, którzy byli o wiele starsi, nie czułem żad­nej różnicy wiekowej. Mieli przecież te same objawy choroby jak ja. Róż­niło nas tak wiele a łączyła tylko jedna rzecz. Jedna, ale tak wielka i mocna, że do dziś jesteśmy razem i jest nas coraz więcej - to miłość do alkoho­lu, która przerodziła się w miłość do trzeźwości.
Jestem dumny i szczęśliwy, że mo­głem tak wcześnie poznać i jedno­cześnie zapobiec swojej chorobie - właśnie tu we Wspólnocie AA.
Piotrek -
grupa „Młodzi AA”, Płock.

 



Źródło: ZDRÓJ nr.2/2009
(C) Fundacja BSK AA; Wszelkie Prawa Zastrzeżone.