Kiedy zastanawiałem się, co dla mnie znaczy piąta Tradycja, sponsor przypomniał mi o pewnym zdarzeniu z przeszłości, o którym dawno zapomniałem. Pewnego razu na grupę przyszła kobieta i zapytała czy mogłaby uczestniczyć w naszym mityngu. Nie była z naszej Wspólnoty. Widać było jej zagubienie, być może strach, ból i bezradność. Kilka lat temu uczestniczyła w tym miejscu w spotkaniach swojej grupy samopomocowej i dzisiaj też szukała ludzi, którym chciała powierzyć swoje kłopoty życiowe, inaczej mówiąc wyrzucić kłopoty z siebie. Pamiętam jej zdziwienie, kiedy ktoś z grupy powiedział, że jest to mityng AA i że jest zamknięty. Odeszła, bo grupa po głosowaniu nie wyraziła chęci, aby uczestniczyła w naszym spotkaniu. Poinformowano tylko, gdzie może znaleźć swoją najbliższą grupę. Grupa, do której chciała przyjść przestała istnieć. Możliwe, że jej uczestnicy osiągnęli osobiste cele, dla których przychodzili i wtedy każdy poszedł w swoją stronę. Prawdopodobnie nikt nie pomyślał, że za jakiś czas grupa znów będzie im potrzebna, może nawet członkom rodziny, ale już nie będą mieli gdzie szukać pomocy.

 

 

 

Pamiętam, że przychodząc na pierwszy mityng nie interesowałem się życiem Wspólnoty, byłem zbyt skoncentrowany i zajęty sobą, swoimi celami i sprawami. Nie interesowały mnie sprawy innych ludzi. Myślałem – jak tylko mi się polepszy, to pójdę swoją drogą. Przecież nie jestem głupi.

 

Dzisiaj zadaję sobie pytanie, co by było, gdybym to ja przyszedł na mityng, gdzie wszyscy po załatwieniu swoich spraw już dawno się rozeszli. Miałem szczęście. Ktoś do mnie podszedł, podał herbatę, podał książeczkę adresową z mityngami, a przede wszystkim był ktoś, kto poświęcił mi trochę czasu, a także i serca, zrozumienia. Może, dlatego tak się stało, że celem tej grupy lub chociaż kilku osób w niej, było trwać w trzeźwości i pomagać innym.

 

Dzisiaj zdaję sobie sprawę jak ważnym celem jest alkoholik, który jeszcze nie zna rozwiązania istoty swoich błędów, swojej choroby. A paradoksalnie te rozwiązanie to sprawdzony i działający do dzisiaj nasz program AA. Poznanie programu kojarzyłem ze studiowaniem 12 kroków. Okazało się, że bez aktywnego uczestniczenia w służbach i poznawaniem i Tradycji i Koncepcji jest to tylko część programu. Zdaję sobie doskonale, że w teorii mógłbym napisać na temat trzeźwienia wiele natomiast, gdy przychodzi porozumieć się z szefem w pracy to trudno się do niego odnieść z życzliwością. Ta sama sytuacja dotyczy chłopaków, którzy przychodzą pierwszy raz do naszej firmy, w której pracuję. Obrażam się na nich, ignoruję, lekceważę, albo myślę - radź sobie sam. Wystarczy chwila uwagi, czasu, aby porozmawiać, może coś wyjaśnić, podpowiedzieć, po prostu przez chwilę być dla drugiego człowieka. Nie tylko dla siebie i wokół siebie. A gdzie mam się tego uczyć i trenować, wyrabiać zdrowe nawyki jak nie w służbach we Wspólnocie? Pomagając innym pomagam także sobie. To hasło nabiera dla mnie przy okazji piątej Tradycji coraz większego sensu. Koleinie pełnione funkcje zachęcają do poznania przedtem nieznanych zasad życiowych. Jeżeli we Wspólnocie wyrobię w sobie wrażliwość na drugiego alkoholika, czyli na nasz wspólny cel, to jest szansa, że w pracy porozumiem się z szefem i podzielę praktycznymi wiadomościami z kolegą, który rozpoczyna swoją pracę, Kiedy otrzymałem klucze od sali mityngowej kilka lat temu, ktoś mi powiedział - te klucze wielokrotnie uratowały życie. Kiedy zacząłem parzyć herbatę, byłem nie raz wściekły na kolegę, który mnie w to wkręcił. Kiedy sponsor podpowiedział mi abym poszedł na Inergrupę, lub pojechał na Konferencję Służb Regionu, pomyślałem, po co mi to potrzebne. Wystarczy, że będę chodził na mityngi i nie będę pił. Okazało się, że dopiero, kiedy zacząłem aktywnie uczestniczyć we Wspólnocie, zacząłem poznawać i nasz program AA i siebie samego, jakim jestem a nie, jakim siebie widziałem lub myślałem, że jestem. Odnalazłem cel dla siebie, aby pozostać trzeźwy i być pożyteczny.

 

Realizując nasz wspólny cel uczę się żyć wśród innych ludzi, robić coś w końcu bezinteresownie dla innych tak jak oni zrobili dla mnie, nie pić i żyć. Kiedyś ktoś mi powiedział na samym początku, że jeżeli spotyka się dwóch ludzi i nie mają wspólnego celu to nic ich nie łączy. Nie zdawałem sobie sprawy, że tym, co mnie na początku łączyło ze Wspólnotą AA to były i są właśnie służby. Kiedy poprosiłem o sponsorowanie i zacząłem poznawać nasz program AA, wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Pomagając innym pomagam sobie. Wyzbywam się egoizmu, który jest istotą mojej choroby. Może, dlatego by grupa była zdolna realizować wspólny cel musi trwać, nawet po latach, żeby alkoholik, który przyszedł pierwszy raz na mityng, ale również o dłuższym stażu miał gdzie przyjść po pomoc.

 

Bogu dziękuję za Wspólnotę i jej przywracającą alkoholikom życie właściwość.