Przekonał się, że alkoholizmu nie da się rozwiązać składanymi obietnicami, kuracjami geograficznymi rozjeżdżając się po Europie. Zdecydował się na wyjazd do USA. To w Nowym Jorku trafił na swój pierwszy mityng AA. Tam poznał Program Dwunastu Kroków. Po siedmiu latach wrócił z rodziną do Polski, kontynuując swoją przygodę i zdrowienie we Wspólnocie AA. Poznajcie bliżej doświadczenie Dominika z Tarnowa.
Jak to się stało, że taki fajny facet jak Ty trafił do AA?
Sam zadawałem sobie to pytanie wiele razy. Po prostu poczułem smak i efekt alkoholu w wieku dwunastu lat i bardzo mi się to spodobało. Dzięki niemu mogłem robić to, czego nie umiałem bez alkoholu. Mogłem być towarzyski, rozmowny, sympatyczny i odważyć się tańczyć z dziewczynami. Znalazłem lekarstwo na to co siedziało we mnie wcześniej i blokowało mnie przed pełnią życia. I tak trwałem do dwudziestego ósmego roku życia.
Lampka alarmowa zaczęła mrugać na czerwono?
Nie od razu. Miewałem sporadyczne ciągi. Wiadomo jak to u nastolatków, spotkania, imprezy towarzyskie i spokój. A później w liceum poszło już grubo. Spotkałem na swojej drogi dodatkowo narkotyki i wszedłem mocno w hazard. Moje studia były łatwe. Miały trwać trzy lata, a przedłużyły się do przeszło sześciu lat. I to był ten moment, w którym chciałem przestać pić, ale nie potrafiłem. Obietnice składane sobie i innym – nie pomogły, nie działały. Znikła magia picia. Zniknęli ludzie. Zostałem sam. Ja i alkohol.
Istne pole minowe…
Tak. Dodam próbę samobójczą. Po niej trafiłem na trzy tygodnie do szpitala w Straszęcinie. Leki, które mi podawano zacnie poprawiały mój nastrój. Ale chwilę później zacząłem szukać Boga. Prosiłem Boga o pomoc. Ale jeszcze przez trzy lata bardzo się męczyłem i cierpiałem. Mieszkając i studiując w Krakowie trafiłem na swój pierwszy mityng Anonimowych Hazardzistów. Był on w jednym z krakowskich kościołów, gdzie po kolejnym piciu, po kolejnym ciągu chodziłem się modlić. Oni pojawili się na horyzoncie i wszedłem tam, bo obsesja grania, hazardu była powalająca. Wtedy też podjąłem decyzję, że wyjeżdżam do USA.
Kuracja geograficzna?
Można je tak nazwać. Wcześniej już je praktykowałem, tyle, że były to kuracje geograficzne po Europie. Nie przyniosły one żadnych rezultatów. Postanowiłem więc wyjechać jeszcze dalej. Wierzyłem, że za Oceanem może się udać.
Kierunek Ameryka?
Dokładnie. W USA w zasadzie prosto z lotniska poleciałem na mityng hazardzistów. I znalazłem oczekiwaną pomoc we Wspólnocie AH. Ale wciąż piłem. Nie potrafiłem przestać pić i nie szukałem pomocy. Na mojej amerykańskiej drodze poznałem przyjaciela i weterana – Charliego – który się mną zaopiekował. I to on zapraszał mnie na mityngi AA. Być może on intuicyjnie widział i wiedział, że jestem alkoholikiem. Długo się broniłem. Ale w końcu poszedłem do Anonimowych Alkoholików.
Ta amerykańska droga zaczyna być coraz ciekawsza. Co było dalej?
Po dwóch lata obecności w Nowym Jorku, poszedłem na mityng rocznicowy Charliego. Obchodził trzydziestą piątą rocznicę. Na tym mityngu AA spikerkę miała dziewczyna w moim wieku. To był ten przełom. I ta identyfikacja. I poczułem wtedy od razu to, dlaczego Charlie zapraszał i zachęcał mnie na mityngi AA.
Zaskoczyło od razu? Zaprzestałeś picia?
Chciałbym powiedzieć, że od razu przestałem pić. Ale szukając łatwiejszej drogi wciąż wierzyłem w to, że potrafię pić tak jak inni. Przełom był dość huczny. Bowiem z przytupem wyrzucono mnie z jednego z irlandzkich barów. Poczułem się z tą gorszącą sytuacją fatalnie. Wtedy zadzwoniłem do sponsora hazardzisty, który był również alkoholikiem. Powiedziałem mu, że jestem alkoholikiem i jestem tym przerażony. I nie wiem co z tym mam zrobić. A Mike, bo tak miał na imię mój sponsor, powiedział, że to wspaniała wiadomość. Bo teraz będę mógł zdrowieć w dwóch Wspólnotach. Przyjechał po mnie i wziął mnie na mityng AA.
Poczułeś się w AA jak w domu, choć w Nowym Jorku?
Wziąłem AA całym sobą. Ale też siedziałem z tyłu sali, nieśmiało nasłuchiwałem co mówią. Mityngów Anonimowych Alkoholików w Nowym Jorku było bardzo dużo i o każdej porze. Zacząłem korzystać pełną parą. Przed pracą szedłem na mityng. W czasie lunchu chodziłem na mityng. A jednym z moich ulubionych miejsc był 46 th Club, który mieścił się na Manhattanie przy Times Square, który był otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę. Można było znaleźć różne tematy mityngów przez całą dobę. Można było przyjść zawsze na kawę i to robiłem. Można było spotkać i pogadać z innymi alkoholikami. Sala mityngowa była w graffiti z postaciami Billa W. i dr Boba. Był tam taki uliczny klimat. Stary budynek, swojsko, osiedlowo.
Znalazłeś tam domową Grupę czy domowy mityng?
Tak. Tam znalazłem mityng domowy, który był zawsze o szesnastej. Poświęcony tematom z Czwartego Kroku. Inny, kolejny mityng po szesnastej ogromnie mnie zaskoczył. Postanowiłem zostać i sprawdzić. Nie wiedziałem co będzie. Zaczęli się schodzić ludzie, czytają preambułę, a prowadzący przywitał zebranych na… grupie gejowskiej. Przeraziło mnie to mocno. Z dobre dwadzieścia minut nie wiedziałem co zrobić, ale zostałem. Okazało się, że jedność i energia AA była taka sama, mocno duchowe spotkanie i wspominam go dobrze. Chodziłem też na inne mityngi w Nowym Jorku. Cieszyłem się z tego wachlarza możliwości AA w Ameryce.
Przyszedł czas na Program Dwunastu Kroków?
Jasne. Dwanaście Kroków postawiłem ze sponsorem z AA. Był z nim Mike z Brooklynu, który z pochodzenia był Włochem. To Mike pokazał mi to, co oferuje AA. On przeprowadził mnie przez Wielką Księgę AA. Przez siedem lat życia w USA chodziłem na mityngi tematyczne, medytacyjne, brałem udział w warsztatach. Świetne były mityngi organizowane w nowojorskich plenerach. Na Brooklynie w soboty znalazłem mityng poświęcony Krokowi Trzeciemu. Zazwyczaj spiker dzielił się doświadczeniami Kroku Trzeciego, relacją z Bogiem. I tam było bardzo dużo ludzi. Zazwyczaj po sto pięćdziesiąt osób. W nowojorskim AA duży nacisk kładziono na Wspólnotę po spotkaniach. Były wspólne obiady, kolacje. Zabieranie nowicjuszy na kawę i długie pogaduchy po mityngu.
Rzeczywiście, ten zwyczaj po mityngu zacny i niezmiernie potrzebny dla nowicjusza.
U nas też takie zwyczaje się pojawiają. Nie trzeba dużo, żeby to zrobić i trzymać się po spotkaniach. Porozmawiać luźniej o wszystkim i o niczym.
Wspominałeś o siedmiu lata w USA. Skąd decyzja o powrocie do Polski?
W Nowym Jorku urodził się mój syn. Postanowiliśmy z rodziną, żeby wrócić do Polski i osiedlić się w Tarnowie, z którego pochodzę. Wspomnę, że gdy urodził się syn, to pierwszymi ludźmi, którzy przyjechali do nas w odwiedziny i z gratulacjami, byli ludzie z AA, a wśród nich był mój sponsor Mike. Wywołało to u mnie olbrzymie wzruszenie. Po powrocie do Polski zacząłem rozglądać się za mityngami. Pierwszym moim mityngiem na jaki trafiłem był na Grupie „Filip” w Tarnowie. Tam poznałem ludzi, dzięki którym z biegiem czasu powstała między innymi moja domowa Grupa „Dobrze, że jesteś” i pierwsza tarnowska Grupa AH.
Zabrałeś ze sobą sponsora z Nowego Jorku?
Nie. Mój amerykański sponsor Mike zasugerował mi znalezienie sponsora w Polsce. Podkreślał, żebym tego nie lekceważył i trwał w Programie. A ja już wtedy czułem się źle. Opuściłem się w praktykowaniu Programu. Byłem na mityngach, rozmawiałem z alkoholikami, ale rozjechało się wszystko to, co zbudowałem w sferze duchowej będąc w USA. Więc ruszyłem w poszukiwaniu sponsora. Znalazłem go w Trzebini. Jeden z przyjaciół zasugerował, żebym do niego zadzwonił, bo jest w sponsorowaniu bardzo skuteczny! Poprosiłem go o Program zupełnie go nie znając. I jest moim sponsorem do dzisiaj. I tak jestem już w Polsce z rodziną, z AA, z nowym sponsorem czwarty rok. Żyję tutaj, syn poszedł w tym roku do szkoły. A ja służę w AA, niosę posłanie AA, sponsoruję i pomagam innym w obu moich Wspólnotach.
Dziękujemy Dominiku za rozmowę.