Nie inicjuję już burz, tornad i zniszczenia

Mam na imię Magdalena i jestem alkoholiczką. Serdecznie dziękuję za możliwość podzielenia się swoją historią, doświadczeniami i daj Boże – siłą i nadzieją. W tym roku skończę 35 lat.

Dorastałam w rodzinie dysfunkcyjnej. Nie chcę zagłębiać się w tę historię, cofać się do przeszłości i opisywać wszystkich krzywd, których doznałam od bliskich mi ludzi, bo dziś jest Dziś i na ten moment, w którym się znajduję nie ma to już dla mnie znaczenia. Niemniej jednak, aby przybliżyć czytelnikom „Zdroju” moje lata wczesnej młodości, dorastania muszę napisać, że od urodzenia do osiągnięcia pełnoletności wraz z mamą, która mnie wychowywała przeprowadzałyśmy się siedemnaście razy. Wielokrotnie zmieniałam przedszkola, szkoły, środowisko. Moja mama tak bardzo pragnęła stabilizacji, idealnej relacji damsko-męskiej, że wpadła w sidła kompulsji, czyli uzależniła się od mężczyzn. Sama poszukiwała czegoś, czego w swoim rodzinnym domu nie dostała. Dziś nie mam jej za złe tych wszystkich przeprowadzek, nagłych zmian, braku poczucia bezpieczeństwa, opiekowania się nią i samą sobą oraz tego, że dwóch z mężczyzn, z którymi się spotykała molestowało mnie seksualnie. Dziś już wiem, że dała mi to co była w stanie mi dać i była taką mamą i takim człowiekiem jakim potrafiła.

Ja odkąd pamiętam zawsze czułam się gorsza od innych, niedopasowana. Już w szkole podstawowej chciałam być ważna, bardzo starałam się, aby wszyscy mnie lubili, doceniali, chwalili. Często udawałam, że coś potrafię bo wstyd mi było przyznać się do braku swoich umiejętności lub wiedzy. Pamiętam nawet jak będąc totalną nogą z matematyki zgłosiłam się do matematycznego konkursu ogólnopolskiego, tylko po to, aby zyskać przychylność nauczycielki. Coż za zakłamywanie rzeczywistości i manipulacja! Jako nastolatka bardzo często wpadałam w stany chwiejności emocjonalnej. Od ogromnego szczęścia do przerażającego smutku. Bardzo mocno czułam świat. Byłam niesamowicie wrażliwa na wszystko co działo się dookoła mnie i miałam momentami wrażenie, że jest ze mną coś nie tak. Nie byłam jak inne moje koleżanki. Gdy wydarzyło się jakieś przykre zdarzenie dla mnie był to był absolutny koniec świata. I kończyło się to totalnym załamaniem i hektolitrami wylanych łez, ułożeniem w głowie kilku wersji czarnego scenariusza. Tak więc kiedy w wieku trzynastu lat odkryłam alkohol, stał się on moim rozwiązaniem na wszystkie moje bolączki. Ulgą dla duszy, natłoku myśli i nawet ciała. Początkowo pijąc bardzo się relaksowałam, zapominałam o teraźniejszości. Pewien terapeuta powiedział mi, że alkohol ratował mnie przed postradaniem zmysłów, czy popełnieniem samobójstwa. Bo sytuacje, w których jako dziecko się znalazłam, nigdy nie powinny się wydarzyć. I na dziś dzień zgadzam się z tym stwierdzeniem. Sięgałam po alkohol kiedy tylko była okazja i możliwości, już w poniedziałek planowałam sobotnią imprezę z rówieśnikami, a w sobotę obiecywałam sobie, że nigdy w życiu się już nie napiję. I tak w kółko.

Piłam przez dwadzieścia lat z przerwami na trzy ciąże. Za każdym razem, kiedy dowiadywałam się, że zostanę mamą obiecywałam sobie w duchu, że nie wrócę do picia po narodzinach dziecka. Od zawsze pragnęłam być matką. Alkohol zabrał mi to, co według mnie w początkowych miesiącach macierzyństwa najważniejsze i najpiękniejsze, czyli coś o czym zawsze marzyłam – bliskość z moimi córeczkami nawiązywaną poprzez karmienie piersią. Za każdym razem obiecywałam sobie, że będzie inaczej niż poprzednio i wytrzymywałam trzy do pięciu tygodni karmiąc naturalnie moje córeczki. Rodzinie tłumaczyłam, że mam problem z pokarmem a prawdą było, że cholernie bardzo spieszyło mi się, aby otworzyć butelkę wina. W maju 2020 roku po narodzinach najmłodszej córeczki zaczęłam wpadać w cowieczorne ciągi. Nie potrafiłam przestać i nie wyobrażałam sobie wieczora bez butelki wina. Skończyłam na detoksie i dzięki mojej Sile Wyższej natrafiłam na Wspólnotę Anonimowych Alkoholików. Od tamtego czasu z krótkimi przerwami jestem w AA. Miałam trzynaście, lub nawet czternaście sponsorek. Po dwóch, trzech zapiciach szukałam pomocy u kogoś innego robiąc w głowie casting na sponsorkę, która będzie mnie godna i da radę przeprowadzić przez Program Dwunastu Kroków, tak wyjątkową alkoholiczkę jak ja. Brakowało mi zrozumienia i poczucia, czym jest alkoholizm. Musiałam dojrzeć do zaakceptowania faktu, że jestem wypatrzona psychicznie, że moja choroba jest chorobą duszy, ciała i umysłu. Wcześniej wiedziałam, że nie potrafię pić jak inni ludzie, bo kiedy tylko zaczynałam to momentalnie uruchamiała się u mnie mentalna i fizyczna obsesja, kiedy miałam wypić jedno czy dwa piwa wolałam nie pić w ogóle. Co jakiś czas kiedy mówiłam o zapiciu zadawano mi pytanie: „Magda, ile jeszcze? Co się musi stać, żebyś się poddała?”. I stało się. Wpadłam w czarną dziurę. Kiedyś porównując się do innych alkoholiczek, zarzekałam się, że nigdy w życiu nie wsiadłabym do auta pod wpływem alkoholu, że nigdy nie mieszałabym leków z alkoholem, że nigdy nie zostawiłabym dzieci bez opieki tylko po to, żeby skoczyć po flaszkę i nigdy, ale to nigdy w życiu, nie przyszło by mi go głowy, że z powodu picia mogę pomyśleć o odebraniu sobie życia. Alkoholizm to choroba, która postępuje, dziś już to wiem i jestem tego przykładem. W przeciągu krótkiego czasu dokonałam wszystkich wyżej wymienionych czynów. Szukanie różnic, a nie podobieństw u innych kobiet ze Wspólnoty bardzo ograniczało moje zidentyfikowanie się jako alkoholiczki. Wcześniej czułam się lepsza od innych – bo przecież tego czy tamtego nie zrobiłam, wiec racjonalizowałam sobie swoje picie wypierając jak tylko to było możliwe fakt, że jestem alkoholiczką. Przed moim ostatnim zapiciem, na godzinę przed tym kiedy sięgnęłam po alkohol, wpadłam w ogromne szaleństwo wykonywania obowiązków domowych, szybkiego sprzątania, szykowania dzieci do snu, gotowania, prania, ogarniania zaległości – prowadziłam wyścig sama ze sobą. Jest mi ciężko teraz opisać to szaleństwo słowami. Mój mąż wielokrotnie próbował mnie zatrzymać, nie wiedział wtedy dlaczego się tak zachowuję. Czysty obłęd. Upiłam się bardzo myśląc wtedy, że to jedyny sposób, aby uspokoić moją szaloną głowę. Niestety to był kolejny raz kiedy się to nie udało. Alkohol nie dał mi już ulgi, pojawiły się u mnie tak wielkie wyrzuty sumienia, bezradność, bezsilność, poczucie totalnej porażki – znowu to zrobiłam, znowu sie upiłam. W mojej głowie pojawił się głos, który mówił, że dla mnie nie ma już nadziei, że nikt i nic nie jest w stanie mi pomóc i, że nigdy nie przestanę pić. Że jestem do niczego, że nie zasługuję na to by być matką, że nie zasługuję na życie. Momentalnie znalazłam się poza domem w niedalekim pustostanie z pętlą na szyi, usłyszałam w głowie głos który powiedział: „Jak już to zaczęłaś to skończ to…”. To był mój koniec. Kurtyna. Znalazła mnie Straż Pożarna po którą zadzwoniłam. Nie pamiętam dziś, ile w tym wydarzeniu było mojego wołania o pomoc, chęci zwrócenia na siebie uwagi. Wiem tylko, że absolutnie nie pamiętam momentu, kiedy wychodziłam z domu, nie pamiętam jak znalazłam się w tym pustostanie, nie pamiętam też rozmowy ze strażakami, nie pamiętam w jaki sposób trafiłam do szpitala. Tak samo jak nie pamiętam wielu swoich wpisów w mediach społecznościowych, smsów, czy telefonów po pijaku. Mogłam zupełnie nie pamiętać, że odebrałam sobie życie. Do teraz słyszę ten głos, który namawiał mnie do samobójstwa. Pamiętam za to bardzo dobrze ślad odciśniętej pręgi na mojej szyi. Wypuszczono mnie ze szpitala psychiatrycznego ze skierowaniem na terapię zamkniętą. Dzięki wsparciu mojej sponsorki i temu, że była przy mnie i jest narzędziem w rękach Boga nie postradałam zmysłów. Tam w szpitalu poddałam się totalnie. Lekarka zapytała mnie, czy dziś, kiedy jestem juz trzeźwa nadal chcę się zabić. Dotarło do mnie wtedy jak bardzo mocno chcę żyć, ale sama nie mam do tego siły. Wtedy w poczuciu totalnej klęski szczerze Go zapragnęłam i tak naprawdę w głębi swojego jestestwa przyznałam się do bycia alkoholiczką i postawiłam trzy fundamentalne dla mnie kroki. Mój mąż nie chciał słyszeć o zamkniętej terapii. Nie było mowy o tym, żebym opuściła dom na dziesięć tygodni i zostawiła go z dziećmi. Nie rozumiał mojej choroby. Nie rozumie jej do dziś. Dla niego wystarczy po prostu przestać pić. Dlatego jestem tak bardzo wdzięczna za Wspólnotę Anonimowych Alkoholików. Gdyby nie ona jestem pewna, że dziś bym nie żyła, albo można by mnie było odwiedzać w szpitalu psychiatrycznym lub zakładzie karnym, gdybym pod wpływem alkoholu zrobiła coś strasznego.

Tak więc jako stuprocentowa alkoholiczka każdego dnia staram się stosować te zasady we wszystkich swoich poczynaniach, zarówno na płaszczyźnie zawodowej, prywatnej, jak i wspólnotowej. Program Dwunastu Kroków pomaga mi przejść przez dwadzieścia cztery godziny nie sięgając po alkohol, który kryje się zawsze na końcu przed moim brakiem sił, złością, egoizmem, egocentryzmem, urazami, pychą, a nawet radościami i sukcesami. Zaczynając swój dzień od przebudzenia, proszę moją Siłę Wyższą, aby pokierowała moim myśleniem, bo ja jestem bezsilna wobec swojej choroby i świata. Nie mam wpływu na swoje myśli, nie potrafię kierować swoim życiem i też życiem innych. Sama jestem niczym. Dziś już wiem, że mam jakąś sprawczość, wykonalność, ale bez siły z góry nie jestem w stanie zmierzyć się z dniem dzisiejszym i to jest mój Krok Pierwszy. Krokiem Drugim jest moja wiara, że ta Siła istnieje. Dziś mój Bóg jest dla mnie wszystkim, On mnie kocha wspiera i mnie prowadzi. On jest w Was, w ludziach którzy mnie otaczają, jest dobrem i niepojętą dla mnie dobrocią i tylko On jest w stanie przywrócić mi zdrowe myślenie. Krok Trzeci to oddanie Jemu swojego życia, całej siebie w Jego ręce, tak abym była pomocna innym, abym nie przeszkadzała Mu w spełnianiu Jego woli. Krok Czwarty pozwala mi zobaczyć, ile w danej sytuacji, która we mnie siedzi jest uraz, moich wad, oczekiwań. Pozwala mi zobaczyć prawdę o sobie, ale nie po to abym się biczowała i klęczała na grochu, ale po to, abym mogła zdroworozsądkowo podejść do tematu i naprawić to co uda się naprawić. W momencie, kiedy stałam się całkowicie pokonana przez alkohol bardzo dużo uraz, czy spraw przestało mnie dla mnie znaczenie i odeszło w niepamięć. Dziś już nie przekonuję na siłę męża do swojej choroby i do tego, aby zrozumiał jak ona działa i jak wielkie spustoszenie robi z człowiekiem. To ja jestem chora. To ja mam na nią lekarstwo, jakim jest Program Dwunastu Kroków. Robię swoje, co daje tak bardzo ważną dla mojego męża moją trzeźwość. Wiem też, że trzymanie w swojej głowie uraz do innych ludzi po prostu nie służy mi. Dlatego tylko kiedy czuję niechęć do drugiego człowieka proszę Boga, aby dał mu to, czego ten człowiek potrzebuje. Dziś już wiem, że nie jestem i nie muszę być idealna. Mogę przecież popełniać błędy. Grunt by coś z nich wywnioskować i starać się ich nie powtarzać. Jeżeli pojawia się u mnie lęk, którego nie zawsze jestem w stanie sama opisać, przypominam sobie lub sponsorka mi przypomina, że przecież Bóg jest wszystkim i ja zaczynam ufać i działać mimo tego często paraliżującego lęku. Krok Piąty to dla mnie dziś przede wszystkim rozmowa z Bogiem o tym co nabroiłam – poprzez modlitwę i proszenie Boga o kierunek w dalszym myśleniu i działaniu. To rozmowa ze Sponsorką, która wie o mnie wszystko i bardzo często poprzez swoją miłość do drugiego człowieka, zrozumienie, tolerancję, swoją Pogodę Ducha i zdrowe myślenie potrafi nakierować mnie na właściwą ścieżkę mojego dalszego postępowania. Krok Szósty i Siódmy to w ostatnim czasie dla mnie kroki niezwykle, odkrywcze. Stawiam je jak tylko wpadam w poczucie smutku, beznadziei, ale też w stanach radosnych uniesień, pełni szczęścia i spełnienia. Dziś już wiem, że te emocje, które towarzyszą mi przy użalaniu nad sobą, czy spotęgowane szczęście nie są emocjami dla mnie, bo ja nie jestem zdrowym człowiekiem, a jak czytamy w Wielkiej Księdze są luksusem dla osób zdrowych. Ja dziś naprawdę nie chcę nosić w sobie wygórowanych emocji, mimo tego, że mój alkoholizm się w nich pławi. To proste duchowe życie, o którym często mówi mi moja sponsorka. Jest dziś dla mnie czymś bardzo przebudzającym. Często nie chcę oddać Bogu tego co dobre, bo bardzo lubię te stany kiedy wszystko jest idealne, ale oddaję to wszystko co we mnie dobre i złe po to, żeby iść przez dzień z otwartą głową, sercem i duszą. Jestem gotowa oddać wszystko co jest we mnie po to, aby mój Bóg zrobił z tym co On uzna za słuszne. Krok Ósmy to zrobienie listy osób, których skrzywdziłam. Nie jestem w stanie naprawić wszystkich swoich błędów. Ale dziś już jestem do tego gotowa. Nie dlatego, że zobowiązałam się zrobić wszystko, aby zdrowieć z tej śmiertelnej choroby, ale dlatego, że mogę i chcę. Oddałam kilka takich tematów Bogu i czekam na możliwość zadośćuczynienia. Zadośćuczynieniem jest dla mnie dziś zrobienie porządku po mojej stronie, przyznaniem się do swojej winy, oraz próbą naprawienia błędów. Nie mogę też zadość uczyniać niszcząc przy tym jakieś relacje, czy zakłócać spokój innych ludzi. Dziś już wiem, że nie chodzi o mnie tylko o dobro drugiego człowieka. I nie mogę pozbywać się się swoich wyrzutów sumienia bo ja tak chcę – poprzez krzywdzenie innych. Kiedy zadość uczyniam to mimo wszystko odczuwam ulgę i jestem wdzięczna za to, że jestem gotowa wziąć w końcu odpowiedzialność za to co zrobiłam. Mam kilka zadośćuczynień, które będę robiła tak długo jak tylko Bóg da mi możliwość. To po prostu bycie w porządku ze światem i ludźmi, bycie uczciwą, pomocną. Krok Dziesiąty to dla mnie nic innego jak codzienny obrachunek moralny, którego dokonuję każdego wieczora. Zastanawiam się jak minął dzień i czy aby na pewno byłam w porządku. Analizuję swoje dwadzieścia cztery godziny. I jeżeli stwierdzam, że w jakimś momencie zachowałam się nie fair i nie przegadałam tego z Bogiem i nie przeprosiłam natychmiast to robię w momencie, kiedy nadarzy się taka możliwość. Dziś już staram się nie spieszyć z niczym. Zatrzymywać się, co kiedyś było dla mnie niemożliwością. Nie jest to łatwe bo dla mnie alkoholiczki pośpiech i niezdecydowanie to był mój dylemat. Krok Jedenasty to nic innego jak poszukiwanie Siły Wyższej, kontaktu z Nią, rozmowa, modlitwa i medytacja. W dzisiejszych czasach bardzo ciężko się zatrzymać w ciągu dnia. Jednak dla mnie jest to bardzo ważne ,aby złapać kontakt z Bogiem. Podłączyć się do Niego i iść z Nim przez kolejne dwadzieścia cztery godziny. Szukać w Nim wsparcia, spokoju, wyrozumiałości, siły i miłości dla drugiego człowieka. Modlitwa świętego Franciszka z Asyżu, czy też The Set Aside Prayer są w tym dla mnie bardzo pomocne. Krok Dwunasty to według mnie kwintesencja całego Programu. Dzięki temu, że inni alkoholicy stawiają Krok Dwunasty – ja żyję. I nie są to puste słowa. Żyję, odnalazłam Boga, zmieniam się, rozwijam, daję tyle miłości i zrozumienia światu ile jestem w stanie, pozbywam się starych przekonań i to jest takie cudowne i przebudzające. Uczę się życia i emocji, doświadczam. Nie jestem już inicjatorką burz, tornad i zamieszania. Dziś stawiam na spokój i harmonię. Otrzymałam nowe życie i nowe patrzenie na świat. Założyłam nową parę okularów. Staram się przekazywać swoje doświadczenia innym alkoholikom z wiarą, iż może być, będzie im to pomocne. Proszę Boga by być jego narzędziem i pomagać innym w zdrowieniu z alkoholizmu. Oddawać wszystko co dostałam. Dziękuję za to wszystko Bogu. Dziękuję, że jesteście Przyjaciele. Do zobaczenia na szlaku w tej pięknej przygodzie jaką jest trzeźwienie.

Madzia Kamionki

Skip to content