Mam na imię Leon i jestem alkoholikiem. Pochodzę z Trzebini i z racji, że jest to niewielka miejscowość podaję swoje imię z bierzmowania, gdyż pewne doświadczenie pokazało mi, że moja anonimowość jest bezcenna. Mam dwadzieścia jeden lat. Trzeźwieć zacząłem w wieku lat dwudziestu.
Byłem nie planowanym dzieckiem, ale rodzice starali mi się dać wszystko czego będę potrzebował. Od urodzenia mieszkałem z moją starszą o siedem lat siostrą, z babcią i dziadkiem, z prababcią, oraz moimi rodzicami. Dzieciństwo moje jest niezbyt ciekawe, ale i tak spędziłem je beztrosko jak tylko mogłem. Pierwsze moje wspomnienie jakie mi przychodzi do głowy, to z przedszkola jak nie mogłem się z nikim dogadać, bo byłem można powiedzieć – aspołeczny – oraz piekielnie nieśmiały. Jak zaczęła się szkoła podstawowa to czułem się źle. Mówiłem wówczas na to, że wracałem „z jednego piekła do drugiego”. Byłem gnębiony w szkole. Naśmiewali się ze mnie bardzo często. Albo prowokowali mnie do różnych wybuchów. Teraz to widzę. Nie bez powodu tak było, ponieważ ja śmiertelnie nie potrafiłem przegrywać i czułem potrzebę, że ja zawszę muszę wygrywać. Był u mnie klasowy konkurs czytania, gdzie zdobywałem za każdym razem drugie miejsce, bo pierwsze zdobywał za każdym razem kolega, którego tata był nauczycielem. Ja nie widziałem, że nie przegrywam dlatego, bo kolega jest lepszy ode mnie. Tylko dlatego klasa na niego głosuje, bo ten kolega jest lubiany, a ja jestem w tej klasie kozłem ofiarnym. Na ostatnią edycję konkursu, jak już poległem, to schowałem się ze złości pod ławkę i siedziałem tam do końca lekcji, mimo wielu próśb mojej wychowawczyni, abym wyszedł spod ławki. Jak przyszedł koniec lekcji to siedziałem na przerwie pod tą ławką i rzucałem wściekły pustą butelką. Czułem się niesprawiedliwie. Jak chodziłem do logopedy i graliśmy w gry planszowe, to kiedy przegrywałem nie chciałem grać dalej. Kiedy wracałem do domu, to mój tata prawie w ogóle się nic nie odzywał siedząc pijany przed telewizorem, gdzie moja współuzależniona mama nie radziła sobie z jego pijaństwem, a tym bardziej ze swoimi emocjami – najbardziej z agresją. Moja siostra i babcia próbowały coś zaradzić, żeby tylko był spokój w domu. Bo najczęściej były bardzo głośne kłótnie. Zdarzało się, że albo mama biła tatę, a jak mój tata się już bardzo denerwował na jej zachowanie to rzucał pilotami rozwalał meble albo nawet pod wpływem alkoholu uderzył moją mamę. Już jako dziecko uciekałem od rzeczywistości najczęściej w komputer potrafiłem nie raz siedzieć na nim po czternaście godzin dziennie.
Kiedy miałem dziesięć lat to pamiętam, że moja koleżanka z klasy, z którą do dzisiaj mam czasami kontakt, zapewniała mnie, że jestem w porządku. Od tego momentu w szkole się zaczęło zmieniać. Ludzie z klasy się zaczęli do mnie przekonywać. Nie grałem meczów piłkarskich jak trener mnie wołał i mówił, „że jestem w składzie” – bo przestraszyłem się jak moja mama mi powiedziała, że widziała w wiadomościach telewizyjnych, jak podczas meczu jeden z piłkarzy na boisku popełnił błąd i koledzy z drużyny pobili go śmiertelnie w szatni. Chciała mnie wtedy na swój sposób chronić tyle, że ja się tak mocno tym przeraziłem i już w ogóle nie chciałem grać meczów.
Okres kiedy czułem się bardzo szczęśliwy i gdzie cieszyłem się życiem przypada na okres końca podstawówki i początek gimnazjum. Bardzo kocham moją starszą siostrę. Od zawsze mimo, że byłem dla niej wrednym i rozpuszczonym bratem i jak coś nie było po mojemu to nie potrafiłem tego zaakceptować. Podczas wakacji zakumplowałem się z kolegą, z którym nie lubiłem się od przedszkola. Kiedy rozpoczęło się gimnazjum poznałem wtedy to, czym jest przyjaźń. Myślałem jeszcze, tak do niedawna o nim jak o moim „najlepszym przyjacielu”. Połączyło nas wtedy to, że obydwoje byliśmy cisi i nieśmiali. Wtedy też zaczął się mój pierwszy poważny związek z dziewczyną z gimnazjum, z którą się pierwszy raz w życiu całowałem. Poczęstowała mnie pierwszy raz papierosem i zacząłem palić nałogowo, bo palenie mi smakowało. Kiedyś ją o to obwiniałem, że to przez nią do teraz nie potrafię rzucić papierosów, ale fakty są takie, że jak spróbowałem pierwszy raz, to od razu poszedłem po całą paczkę do sklepu bo tak mi zasmakowały. Miałem wtedy trzynaście lat. Więc był to okres nastoletniego buntu. Z moim najlepszym przyjacielem i jeszcze jednym z chłopaków utworzyliśmy trzyosobową przyjacielską ekipę. Porzuciłem moje hobby grania w piłkę i czułem, że często mi się nudzi, że nie mam co robić. Więc włóczyłem się wtedy z moją ekipą. Jeden z nich wpadł na pomysł, żebyśmy spróbowali alkoholu. Byłem ciekaw co dorośli w tym widzą, bo jak miałem dwanaście lat, to na weselu mojej siostry, starszy kuzyn wlał mi trochę wódki do soku. Wziąłem łyk. Skrzywiłem się i zapytałem go, po co to piją jak jest wstrętne. Zrzuciliśmy się na piwa i poszedłem je kupić do sklepu i jakimś cudem się udało. Usiedliśmy w odludnym miejscu na łąkach i wypiliśmy pierwsze piwo w naszym życiu. Kolegom coś zaszumiało w głowie. Ja po tym piwie nic nie czułem i stwierdziłem, że na ten moment dla mnie jest to nuda i strata czasu. Ciągle szukałem jakiegoś celu w moim życiu. Wciągnąłem się w uzależnienie od kofeiny i nie mogłem spać w nocy. Stwierdziłem po czasie, że ja nie chcę mieć nudnego życia. Po prostu chcę mieć życie pełne przygód! To mnie skierowało w stronę alkoholu. Miałem kiepskie wzorce z domu. Więc zacząłem słuchać głupot w internecie. Rok później po pierwszym piwie stwierdziłem, że idę na imprezę na łące blisko mojego domu, gdzie będzie dużo osób z mojej szkoły. Przed imprezą spotkałem się z moją ekipą i już wtedy wypiłem sześć piw przed startem. Fajnie mi się chwiało w głowie i gadałem tak głupie rzeczy, że reszta nie mogła wytrzymać ze śmiechu jak szliśmy na tę imprezę. Więc stwierdziłem, że to jest bardzo pozytywne i wziąłem do siebie żartobliwe przekonanie zbyt poważnie, że będzie co opowiadać wnukom. I rzuciłem się na picie wódki do tego stopnia odcinki i bezwzględnego wymiotowania. Tych imprez było coraz więcej. Ciągnęło mnie na nie głównie z tego powodu, bo nigdy nie wiedziałem co się śmiesznego odwali. Jak miałem zły stan, to opowiadałem o swoim życiu. Dostawałem komfort użalania się nad sobą. Przytulałem się wówczas z koleżankami i czułem się świetnie. Zapominałem o wszystkim co mnie męczyło w moment. A jak rodzice nie chcieli mi dać pieniędzy na papierosy lub alkohol, to byłem agresywny. Moje ego tylko puchło. A i tak oszukiwałem samego siebie, żeby mieć komfort użalania się i stawania w roli ofiary. Pomyślałem, że mam nudne życie, że w nowej szkole muszę najpierw podkoloryzować, żeby mnie ludzie zaakceptowali. Zaczęło się od drobnych kłamstw, żeby pokazać swoje ja, a później skończyło się na kompletnej mitomanii, o której każdy wiedział i wyśmiewano mnie. I tylko ja moje kłamstwa traktowałem na poważnie.
Od początku nowej szkoły miałem bardzo zgraną klasę na tyle ,że co weekend imprezowaliśmy, aż do grudnia. Zaczęła się pandemia. Nauka zdalna. To ze starymi znajomymi jak kiedyś, albo piłem wódkę, albo podpalałem z nimi marihuanę tylko po to, żeby przypodobać się mojemu „najlepszemu przyjacielowi”. Zauważyłem, że jedyne co dla niego się liczy to to, żeby się
nachlać lub „zjarać”. Jak ja tego „jarania” nie lubiłem. Kilka dni przed moimi osiemnastymi urodzinami dostałem w pracy na stacji ataku paniki, gdzie spanikowany wróciłem na rowerze do domu i później w nocy dostałem drugiego ataku. Wtedy trafiłem do szpitala. Wykryli mi zaburzenia depresyjno – lękowe i czułem przez lęk, że przechodzę piekło. Moją osiemnastkę mimo, że na trzeźwo, wspominam bardzo dobrze. Przez pół roku byłem wolny od jakiejkolwiek używki bo się bałem, że te ataki paniki się powtórzą. Zapisałem się na prywatną terapię, gdzie postawiło mnie to na początku na nogi. Ale później doszedłem do takiego wniosku, że terapeutka mówi wszystko co chcę usłyszeć. Że dalej w niczym mi to nie pomaga. Mimo tego chodziłem dwa lata i odwalałem coraz mocniej. Napiłem w w noc sylwestrową. Zacząłem znowu pić, palić, pić kofeinę i rujnować się coraz mocniej – łącząc alkohol z lekami. Przez taką mieszankę na wycieczce szkolnej w Wałbrzychu narobiłem sobie takiego wstydu, że w mojej głowie czułem jak ludzie z klasy, jak i ze szkoły, zaczęli do mnie łapać uprzedzenia. Czułem się znowu na tyle samotny i nieakceptowany, że piłem już z kimkolwiek, żeby tego nie czuć. Co drugi dzień przychodziłem skacowany do szkoły na lekcje tak, że na farcie zaliczyłem matematykę. Powoli zaczęło się dorosłe życie. Ciągle czułem, że coś mnie gnębi, więc piłem, by to w sobie zagłuszyć i stłumić. Nie czułem się męski. A miałem błędne przekonanie, że prawdziwy facet nie rozmawia o tym co czuje i o swoich emocjach, tylko dusi je w sobie.
Pierwsze co przyszło mi do głowy, co ja robię ze swoim życiem, to z pijakiem poszedłem na noc na melinę, żeby się napić z nim i z innymi jego kolegami. Wstydziłem się tego bardzo. I miałem coraz więcej sytuacji, gdzie bardzo męczył mnie kac moralny. Zaczynałem widzieć swój problem alkoholowy. Ale nie mogłem znaleźć rozwiązania. Zwróciłem się o pomoc do szkolnej pani psycholog, która wyśmiała mój problem. A zrobiłem to tylko po to, żeby nie przyznać racji mojej terapeutce, która sugerowała mi często, jeżeli czuję, że mam problem z alkoholem to możemy rozmawiać o takiej tematyce. Osiągnąłem swoje dno najpierw w pracy, bo chciałem, żeby było po mojemu i zostałem zwolniony. Oraz w innych pracach, gdzie nie pozwalałem, żeby jakikolwiek przełożony na mnie nakrzyczał. Mój ostatni ciąg wyglądał w ten sposób, że gdy wracałem do domu, to za każdym razem rodzina się zastanawiała czy wzywać karetkę czy karawanę. Zobaczyłem w mediach społecznościowych, bo wcześniej miałem spojrzenie na świat i czasem do dzisiaj mi się to włącza, że jeżeli nie będę bogaty to będę miał „życie do dupy” i nic w nim nie osiągnę. Więc moim bogiem byli wtedy pseudofinansowi guru i moje trzeźwienie zaczęło się od krótkiego filmiku, żebym przestał imprezować co weekend, bo inaczej nie osiągnę sukcesu i zaprzepaszczę szansę na rozwój finansowy. Teraz to widzę w ten sposób, że za wszelką cenę chciałem sobie udowodnić, że ja nie mam problemu z alkoholem i byłem pijany na sucho
przez dwa miesiące. Jak mnie nie przyjęli do pracy po kilku dniach próbnych, bo się nie przykładałem, to dostałem jeszcze silniejszego ataku paniki, niż kiedyś. Płakałem i darłem się na cały autobus przez telefon do mojej mamy. I jak wróciłem do domu to całą winę zgoniłem w agresywny sposób na moją babcię. Nie mogłem się uspokoić więc jak babcia jeszcze do mnie krzyknęła, żebym się uspokoił i wzięła klapka udając, że mnie wtedy uderzy, to jeszcze bardziej zrobiłem się agresywny. Więc poszła do kuchni po duży nóż. Jak to zobaczyłem to uciekłem na przystanek i zadzwoniłem po karetkę i policję. Tak się przestraszyłem samego siebie, że wtedy zabunkrowałem się na dwa miesiące w domu.
Męczyły mnie ogromne urazy, lęk, a w szczególności obwiniałem mamę i babcię ,że zrujnowały mi życie bo od zawsze zamiast się zajmować swoim życiem, to krytykowały mnie i uciekały w moje życie podejmując za mnie każdą decyzję. Moja siostra, jak przyjęli ją do pracy w ZUS, to w Wigilię się z niej wyśmiewałem i robiłem żarty, bo sam czułem się tak niewystarczająco dobry, oraz skłóciłem ją z mężem. Myślałem, że ja mam wpływ na wszystko i chciałem pomóc. Ale tak naprawdę wtrącałem się w nie swoje sprawy i cały czas robiłem to, o co obwiniałem mamę i babcię. Nienawidziłem nawet jak ludzie byli ze sobą skłóceni i czułem, że muszę reagować bo ja za każdym razem potrafię godzić konflikty. Bardzo bałem się przez ten czas, że zwariuję. Że mnie zamkną do szpitala psychiatrycznego i nie wypuszczą mnie. Bałem się natrętnych myśli i związanych z piciem, jak i niezwiązanych z nim, które powtarzały mi się w kółko wbrew mojej woli. Wyglądałem jak zombie i myślałem, że umieram. Wtedy siedząc w domu unikałem nawet internetu bo bałem się, że jak przeczytam coś absurdalnego to mi się pogorszy jeszcze bardziej w głowie. Jedyne co robiłem, to grałem w szachy, albo w proste gry na telefon. Wtedy sobie przypomniałem o tym, jak mnie terapeutka ze szpitala w Chrzanowie spławiła, bo przyszedłem do niej na kacu. Powiedziała mi, że terapia uzależnień jest w innej klinice. Stwierdziłem, że warto spróbować i umówiłem się na pierwszą
wizytę. Gdy przyszedł czas tej wizyty, to nie mogłem z siebie słowa wydusić. Bardzo się bałem i na końcu wizyty zadał mi pytanie, które mi uświadomiło o moim uzależnieniu a pytanie brzmiało: „Czy nie pomyślałeś, że te wszystkie lęki wzięły się z twojego uzależnienia od alkoholu?”. Wtedy do mnie trafiło. Poczułem się jeszcze gorzej, bo nie chciałem być alkoholikiem jak mój ojciec i być jak moja mama i babcia. Na drugiej wizycie dostałem rozpiskę mityngów od terapeuty i poszedłem na pierwszy mityng na moją Grupę domową. Miałem wtedy tak silny lęk, że mało co z niego pamiętam. Jedynie zapamiętałem przywitanie na papierosie. Miałem się nie przejmować, bo „tutaj są sami wariaci”. Dostałem brawa na mityngu. Opowiedziałem na nim w swojej wypowiedzi jakieś głupoty urazowe. Dzięki mojemu aktualnemu sponsorowi poznałem więcej Grup AA. Woził mnie i nadal mnie czasem wozi na mityngi, słuchając moich bełkotów, które do niego mówiłem za co jestem mu bardzo wdzięczny do dzisiaj. Pochodziłem. Poużalałem się. Plułem urazą na kilometr w wypowiedziach i po jakimś czasie wziąłem się za Program z moim sponsorem. Stwierdziłem, że zrobię wszystko, żeby to całe cierpienie się skończyło i jedyne co mnie przekonywało ,żebym przyszedł na mityng to jak mnie sponsor pytał, czy chcę być zdrowy.
Pierwszy Krok Programu. Uznałem od razu bezsilność. Nie pyskowałem. Starałem się słuchać najlepiej jak tylko mogłem i wykonywać sugestie, jakbym wykonywał rozkazy. Największym szokiem było dla mnie to, jak na budowie u taty pracowałem przez ten czas. Przyszła mi do głowy taka myśl, że dziękuję Bogu za tę bezsilność. Drugi Krok Programu. Tutaj już jedna z moich iluzji prysła. I na początku nie rozumiałem, czym jest Siła Wyższa i nie byłem zdecydowany, czy chcę wierzyć „w Pana z brodą”, czy w Siłę Wyższą. Więc mi sponsor wytłumaczył ,że jest to na co nie mam wpływu. Że Siłą Wyższą mogą być dla mnie mityngi, sugestie i sponsor. Wcześniej za wszelką cenę chciałem sobie udowodnić, że potrafię sobie sam dać radę. Bo sam się urodziłem to i sam będę umierał. Śmiać mi się chcę teraz z tego przysłowia. Jak ono nie ma sensu. Ale ja w to wierzyłem przez cały czas. Że nie mogę być słaby. Że muszę być zaradny. Czasami nadal chcę innym udowadniać, że jestem „przekoleś”. Ale teraz to tak bardziej to próbuję udowadniać samemu sobie. Trzeci Krok Programu. Pamiętam, że wzruszyłem się modlitwą tego Kroku. Wtedy znalazłem nową pracę, bo mityngi, farmakologia, oraz wcześniejsze Kroki przywróciły mnie w miarę do normalnego funkcjonowania. Bardzo się bałem w nowej pracy tym bardziej, że jeździłem wózkiem widłowym. Bałem się, że sobie nie poradzę, ale dzięki Modlitwie o pogodę ducha i urywek Modlitwy Trzeciego Kroku przyszło mi do głowy, że skoro Bóg jest ze mną, to na cholerę ja się przejmuję. Miałem duże problemy z telefonami i do teraz jak omijam sugestię z telefonem, bo telefon jest dla mnie za ciężki. Lecz tak naprawdę staram się na tyle, na ile mogę ,żeby wziąć je na poważnie. Że jak członek Wspólnoty AA dzwoni, to tak jak Bóg dzwoni… Czwarty Krok Programu. Długo mi zajęło zmotywowanie się do zrobienia listy. Nie ukrywam, mój główny grzech do dzisiaj to jest lenistwo. Jak sobie pomyślałem, że tyle roboty z tym będę miał, to naprawdę się nie mogłem zmotywować do tego. Po dwóch tygodniach zacząłem pisanie inwentury moralnej i po pierwszej godzinie pisania
byłem tak wściekły, że musiałem wstać i pochodzić z nerwów. Kilka dni pisania i jakoś mi się udało to napisać. Tabele „uraz” – to pamiętam, że miałem około siedem lub osiem kartek. Łatwo sobie robię urazy i do dzisiaj od jakiegoś miesiąca stosuję Modlitwę „za chorego przyjaciela”, ponieważ urazy to jest dla mnie coś co najbardziej oddala mnie od mojego trzeźwienia. A tak się nimi zmęczyłem,że mam tego już serdecznie dość. Jestem wobec nich bezsilny. Piąty Krok Programu. Przeczytałem co napisałem sponsorowi i no podkreślę po raz kolejny, że bardzo zależało mi na tym, żeby wyzdrowieć. I teraz od paru dni zdaję sobie sprawę, że moja trzeźwość jest najważniejszym
moim życiowym celem. Osobiście miałem takie podejście, jak usłyszałem prawdę o samym sobie i porozmawiałem z listą u mojego sponsora w temacie jej treści. Że wolę ją odwalić, bo ja to mogę się zmienić jeśli się da. A jak ktoś to odwali, to są marne szanse na zmianę. Na początku mityngów gdzie jest czytane, że tylko ludzie uczciwi mają szansę wyzdrowieć bardzo głęboko wziąłem sobie to do serca te słowa. Po dziś dzień chcę być uczciwy, jak tylko mogę. Czasami sam nie wiem czy zachowuję się uczciwie, więc staram się odpuścić swoje i porozmawiać o tym z moim sponsorem. Szósty Krok Programu. Czytałem z moim sponsorem Krok Szósty i ważne stało się dla mnie ,żebym puścił swoje wady. Moje największe wady z jakimi sobie czasem nie radzę lub nie radzę całkowicie, to lenistwo, nieuczciwość, ale przede wszystkim egoizm i skupianie się na sobie. Wiele z innych wad takich jak fakt, że często nie zważałem na to, gdy ktoś do mnie coś mówił, miał oczekiwania, moje kłamstwa – w mniejszym lub większym stopniu odeszły i odchodzą dalej. Siódmy Krok Programu. Modlitwa o usunięcie moich wad, które mnie oddzielają od bycia użytecznym i przeszkadzają mi w trzeźwieniu moim, jak i innych. Już coś zawdzięczam tej modlitwie. Są postępy. Ósmy Krok Programu To lista, oraz przygotowanie do Kroku Dziewiątego, którego się panicznie bałem i nadal nie raz boję. Dziewiąty Krok Programu. Miałem bladą gorączkę jak pomyślałem, że muszę tych ludzi przeprosić, żeby mieć spokój. Pierwsze o czym pomyślałem jak sobie to uświadomiłem mocniej, to to, co ja odwaliłem! Wbiło mnie w ziemię. Bo spodziewałem się reakcji w stylu, że mam spierniczać. Zacząłem od najłatwiejszego, od dawnej terapeutki. No i nie było tak źle. Teraz bardziej staram się robić Krok Dziewiąty jak mnie coś faktycznie męczy, lub nadarzy się akurat okazja. Bo wcześniej myślałem, że to zrobię na wyścigi i będę najlepiej trzeźwiejącym alkoholikiem w Polsce, Brzmi to teraz dla mnie absurdalnie i chce mi się śmiać z tego przekonania. Dziesiąty Krok Programu. Pamiętam, że jak byłem w złej kondycji duchowej i się zezłościłem tym Krokiem, to jak wiadomo prawda wyzwoli. Ale najpierw „humor spierdzieli” – używając łagodniejszej formy tego wulgaryzmu. Ja myślałem wtedy, że głównie to jest moja zasługa. Że zobaczyłem mój alkoholizm i to jak działam ze sponsorem na Programie. To nie ja się wściekłem wtedy, tylko moje ego i moje skupianie się na sobie. Najbardziej się zdenerwowałem jak usłyszałem, że każdy normalny i zdrowy człowiek przeprosi najszybciej jak może, kiedy się z kimś pokłóci i zobaczy swoją winę. Jedenasty Krok Programu. Może na ten moment nie zrozumiałem głębiej tego Kroku i nadal nie rozumiem, ale traktuję to jako podsumowanie tego jak zrobiłem ten Program. Dwunasty Krok Programu. Widzę to jako niesienie tego posłania. I tak naprawdę praca na Programie się od tego momentu rozpoczyna. Żeby teraz żyć tym Programem nie tylko we Wspólnocie, ale przede wszystkim w życiu poza
Wspólnotą.
Nadal jest jeszcze wiele pracy u mnie. Ostatnio pękła moja iluzja, że ja już jestem „przeagent”. A ja zrobiłem Program uwierzyłem, że jestem super fajny chłopak. A rzeczywistość jest taka, że nadal dużo jest przede mną rozwoju. I, że dzisiaj dla mnie ważniejszy jest mój własny spokój, niżeli udowadnianie światu jaki to ja potrafię być super. Widzę, że nadal tego egoizmu we mnie jest wiele i jak czasami potrafię się byle głupotą poschizować. Ale właśnie dzisiaj dla mnie bardzo ważny jest ten duchowy rozwój. I ja to dopiero niedawno zobaczyłem. Coraz bardziej widzę, że o wiele więcej pracy musiałbym włożyć w to, jakbym nie był alkoholikiem, żeby mieć to co dostałem w prawie rok trzeźwości i pół roku na Programie. Naprawdę jest to prosty Program dla skomplikowanych ludzi i jedyne co mnie oddziela to jak mój kolega ze Wspólnoty powiedział: „Moje rozdrabnianie sytuacji na pierwiastki”, oraz mechanizmy obronne alkoholizmu,
brak poddania się, oraz akceptacji. Cieszę się, że mam tę Wspólnotę, bo nie muszę się prosić o kontakt do kogoś innego. Zawszę mogę jak tylko chcę z kimś porozmawiać. Gdzieś wyjść albo spotkać się po mityngu. A wielu ludzi spoza Wspólnoty tego nie ma. Pozdrawiam.
Leon, Trzebinia