Po raz pierwszy po butelkę z alkoholem sięgnąłem w wieku 5 lat, po powrocie z podwórka na którym intensywnie biegałem. Chcąc ugasić pragnienie jak najszybciej po wbiegnięciu do domu dostrzegłem butelkę stojącą na parapecie okiennym. Urzekła mnie swoim wnętrzem z intensywnie niebieskim płynem, zanim ktokolwiek z domowników zdążył zareagować ja pochłonąłem już kilka łyków płynu do mycia okien na denaturacie.

Zaraz potem przeżyłem swój pierwszy detoks, kazano mi pić zsiadłe mleko. 27 lat po tym wydarzeniu na sali sądowej ogłoszono wyrok skazujący mnie na 25 lat pozbawienia wolności.

Zdaniem Wysokiego Sądu pod wpływem alkoholu oraz kłopotów rodzinnych, w trakcie spożywania wódki zabiłem własnego ojca. Kiedy przyszedł mój brat, po opowiedzeniu co się stało doszło między nami do bójki i zdaniem sądu zabiłem brata. Ja ???

W 1995 roku po kilku latach zamieszkiwania z byłą żoną oraz córką w Monachium, po 16 latach nadużywania alkoholu w celach towarzysko – biznesowych, a następnie z powodu uzależnienia kumulacja przekształceń alkoholowych osiągnęła we mnie stan krytyczny. Byłem już nie do wytrzymania dla byłej żony, z którą pobraliśmy się w 1990 roku, kiedy już chorowałem na alkoholizm.  Posługując się systemem iluzji i zaprzeczeń typowych dla alkoholika wyposażonego w system rozdwojonego, rozproszonego Ja, w decyzji o małżeństwie upatrywałem dla siebie rozstanie z piciem, bo niby dla żony to zrobię, ble, ble, ble.

Ani była żona, ani dziecko, ani kłopoty w prowadzeniu firmy w Polsce, nawet nie to, że w Niemczech otworzyły się dla mnie korzystne interesy, nie wpłynęły na zaprzestanie picia. W moim pijanym życiu od fazy pijaka altruisty przeszedłem drogę do pijaka despoty. Zastępując własne pasje życiowe alkoholem, sport, turystyka, literatura, strefa duchowa latami zawężała się do roli woła roboczego, który w poczuciu krzywdy musi oddać część zarobku na utrzymanie rodziny, zaś resztę wymienia na wódkę.

 

W tak upośledzonej psychice oraz w życiu mój egocentryzm urósł na wysokość Himalajów, z kolei najbliższych traktowałem jak moich poddanych. Żeby mnie opuścić była żona musiała posłużyć się podstępem, co pogłębiło w moim systemie nałogowego regulowania uczuć przepaść i chlałem więcej, agresywniej, byleby nie czuć alkoholowego upokorzenia – bo jak śmiała ona ode mnie odejść, jak mogła zabrać dziecko.

Piłem na samozatracenie. W mojej zalkoholizowanej umysłowości walczyły żywioły choroby ciała i rozumu. Ducha już wcześniej wypłukałem wódką. Moim chaotycznym rozumkiem alkoholika knułem plany porwania córki, rozliczenia się z cierpienia i bólu z teściową i żoną, co było ewidentnym sygnałem paranoi, psychozy, nadciągającego dramatu. O dziwo nikt, ale to nikt z osób które mnie otaczały, a którymi rozmawiałem o moich planach nie próbowały mnie odwieść. Musiałem być beznadziejnie sfiksowany, bowiem na mojej drodze ludzie trzeźwi nie czuli się na siłach wpłynąć na mnie – jak później zeznawali w sądzie w charakterze świadków. Nadrzędność roli alkoholu w życiu codziennym, zwłaszcza w sytuacjach głębokiego stresu, powikłanym procesem zachowań i relacji, przywiodły mnie do domu rodzinnego w Polsce, gdzie przebywał mój tato i z okazji świąt mój brat. Była żona obiecała mi, że na święta spotkamy się w Polsce i porozmawiamy o przyszłości. Był to kolejny z jej strony podstęp na pozbycie się alkoholika. Wówczas w rozmowie przez telefon dowiedziałem się od niej, że przebywa w Niemczech i ma nowego partnera, że dziecka nie zobaczę przynajmniej przez 3 lata i mam się od niej odczepić, i że wystarczająco dużo życia jej zepsułem, stwierdziła odkładając słuchawkę.

Niestety nie byłem trzeźwy, demony zdegenerowanego umysłu pijaka z kilkunastoletnim stażem zadziałały jak tzw. „efekt motyla”. Kiedyś wlana w siebie substancja alkoholowa, której właściwości chemiczne podtrzymywałem w sobie przez 16 lat (jak kroplówkę z butelką wódki) niczym fala tsunami z zabójczą siłą porwania emocjonalnego uderzyła moimi rękoma ojca i brata pozbawiając ich życia. Jako substancja alkoholowa przelałem się jeszcze przez granice Polski w roli zbrodniarza i stanąłem przed byłą żoną. Wyznałem jej co się stało i poprosiłem by się ze mną spotkała o 21-szej. Ona była trzeźwa jak zawsze, wskazała mnie palcem policji. W ten sposób chroniła siebie i innych ludzi przed alkoholikiem – zbrodniarzem, co było jedynym słusznym zachowaniem, w mojej trzeźwej, ocenie z jej strony.

 

Odbywam karę 25 lat pozbawienia wolności. W poczuciu winy i częściowej rehabilitacji pracuje nad sobą, prowadzę i wydaję bloga o treści więziennej, w czym mi pomaga wspaniała kobieta, którą kocham, z którą w 2000 roku pobrałem się. Trafiłem na oddział Atlantis, gdzie pogłębiam wiedzę na temat choroby alkoholowej, co pozwoli mi na wolności kontynuować trzeźwe życie. Opowiedziałem Wam o moich doświadczeniach z alkoholem ku przestrodze.

Renard Skryba

 

Źródło:  Mityng Nr 02/152/2010r. http://www.mityng.net

 

(C) Fundacja BSK AA; Wszelkie Prawa Zastrzeżone.